czwartek, 17 grudnia 2020

Już prawie koniec, czyli - dalej pracujemy nad szlakiem.

Serio, dziś Marek był u mnie i jeszcze robiliśmy pewne poprawki!*


Ale objazd (samochodowy) był jeszcze we wrześniu. Zobaczcie na mapkę, porównajcie z poprzednimi, a raczej połączcie i wtedy otrzymacie mniej więcej całościowy obraz. Jak szlak zostanie zaakceptowany, to siadam do pisania przewodnika - na razie tylko wspomnienia z prac:

Solidnie co? Nawet samochodem było męcząco, a co dopiero na rowerze. No ale szlak liczony jest na kilka dni przejazdu, więc nie ma co desperować.
W każdym razie musieliśmy z Markiem zaznaczyć, zanotować lub zapamiętać każde skrzyżowanie, wszystkie miejsca w których trzeba umieścić tabliczkę kierunkową, tablicę informacyjną, opis lub tylko znacznik szlaku. Masa roboty. Sporo roboty też będą miały ekipy to oznakowanie wykonujące, ale to już nie nasza sprawa.

Teraz trzymajmy kciuki za akceptację i... popatrzmy na kilka zdjęć:  

Lipnica Murowana - to nie był wyjazd turystyczny, więc foty są robione na chybcika, z samochodu, w biegu.

Znów Lipnica - bardzo urokliwy zakątek, na zapleczu rynku. Gdzieś mam zdjęcia robione Olimpusem, jak znajdę to zrobię z tego osobny post. Chcecie?

Lipnica Murowana - rynek... rynek?
no w każdym razie plac centralny - nie powiem, zawsze lubiłem takie miasteczka.

Rajbrot - przystanek na naszej trasie

Wojakowa - kościół p.w Najświętszej Marii Panny
I stary i nowy. Bo na początku XX wieku rozebrano znaczną część świątyni i dobudowano do nich resztę kościoła. Na pewno warto tu wrócić.

Mogilno - mega urokliwy drewniany kościółek, cmentarz i widoki...

Gdzieś... diabli widzą gdzie...

Korzenna - Zajazd Dworski. Urokliwe miejsce, które z ochotą włączymy do szlaku.

To już któraś nasza obecność tu i zawsze nam się podoba - nie mogę się doczekać gdy pojedziemy tam z Korbą na rowerowy wypad i zostaniemy na nocleg.

Prom w Tropiu... Jak się zapewne domyślacie mnóstwo trasy minęło - no tak już bywa, ale zaręczam Wam widoki z Korzennej (a ściśle z Poddziala) na Tatry są wspaniałe, a z pod Żebraczki - równie fajne.


Gulaszówka w Taurusie - nawet ja nie robię równie dobrej!

Taurus wewnątrz... Nie oczekujcie romantycznego wnętrza, wystroju, klimatu... ale tak dobrego jedzenia jak tam nie znajdziecie nigdzie indziej.

A to już prom ale w Czchowie - nie ma tego na mapce - ale jeszcze musieliśmy z Markiem parę rzeczy sprawdzić, dlatego zajechaliśmy właśnie tam.


* - tekst pisany w zeszłym tygodniu.


piątek, 11 grudnia 2020

Z dołu do góóóry, z góry na dóóół, czyli - z Markiem praca nad szlakiem

Wiecie co lubię jeździć z Markiem! Autentycznie, ten facet ma ogromny talent, do planowania tras. Tym razem, nawet mając bardzo ograniczone pole manewru (bo pewne miejsca po prostu musiały się znaleźć na szlaku), znów pokazał na co Go stać. 

Tak się wydaje że prace nad przebiegiem szlaku to łatwizna - nic bardziej mylnego - owszem, co innego jest poprowadzić znajomych drogą którą się zna, co innego naszkicować trasę w aplikacji nawigacyjnej ale w rzeczywistości to stała kombinatorystyka: czy poprowadzić szlak tędy, czy może inaczej, może tu poboczem, a tam może tą boczą drogą - dalej ale za to praktycznie zerowy ruch samochodów, gdzie zrobić przejazd przez główne drogi, w którym miejscu wstawić znaki, a gdzie jazda będzie intuicyjna. Masa myślenia, a przecież musimy sami uważać by pod koła nie wpaść. Pamiętajmy, szlak żyje swoim życiem, musimy go tak wyznaczyć by nikt nigdy nie miał do nas pretensji ani dziś, ani za kilka lat.

I wiecie co?  

Myślę że jeśli urzędnicy i wykonawcy nie skopią naszego projektu, to będzie naprawdę dobry BAAARDZO bogaty szlak, świetnie poprowadzony i oznakowany! Owszem to 170 kilka kilometrów, ciągłych pojazdów, zjazdów i serpentyn, da w tyłek najtwardszym! Ale jak ktoś przejedzie, to da mu też ogrom satysfakcji, mnóstwo atrakcji i ciekawostek po drodze, oraz naprawdę pięknych widoków.

A teraz fragmencik w okolicach Iwkowej. Stamtąd zresztą startujemy. Podjeżdżamy samochodem, parkuję przy zabytkowym drewnianym kościele, ściągamy rowery z bagażnika i w drogę:

Zresztą popatrzcie na mapkę ile tu punktów. A przecież nie wszystkie są znaczone, to tylko zarys, najważniejsze miejsca, szkic - reszta jest wpisywana już w domach, bez tego udawało by się wytyczyć może 10 km dziennie.

No to już macie pojęcie co to za radość, gdy trzeba się zatrzymać co kilkaset metrów, niekiedy częściej.

A skoro już wiecie to sobie w nagrodę pooglądajcie zdjęcia.

 
XV wieczny kościół p.w Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny.
obecnie pełni rolę kaplicy cmentarnej, ale wiecie jak było do czasów edyktu Cesarza Józefa II. Wkoło kościołów rzeczą naturalną były też cmentarze. A propos wiecie jak protestanci tłumaczyli (złośliwie) pochodzenie słowa kościół?* Odpowiedź będzie na końcu, ale wysilcie się sami.

Natomiast po edykcie, gdy pochówki wkoło kościołów na terenie powiedzmy "zabudowanym" stały się nielegalne, w wielu miejscach bardziej opłacało się zbudowanie nowej świątyni, niż przenoszenie lub likwidacja cmentarza. Stąd właśnie niejedna taka cmentarna kaplica, która kiedyś była główną świątynią miejscowości. 

Wybór dróg spory, a my jeszcze jedną dołożymy.

Obiecywałem widoki? Obiecywałem, a ja zawsze obietnic dotrzymuję!

No co, nie piękna okolica?

Złota - Drewniany kościół p.w. Świętego Michała Archanioła. Kościół dokładnie (1649) z połowy XVIIw. Na kolana nie rzuca, ale na pewno wart zobaczenia!

 

Ktoś kto prześledził mapkę, z łatwością dostrzeże że sporo miejsc na naszym szlaku pominąłem, oczywiście ma rację, wynika to z faktu, że prawobrzeżne tereny Dunajca pokazywałem już wiele razy i zwyczajnie szkoda mi było przystawać i robić zdjęcia. 


XVI wieczny (1661 ale z materiałów starszej świątyni zniszczonej przez wojska Rakoczego w 1657) Kościół p. w św. Mateuszaw Biesiadkach.

Swoją drogą czy to nie zabawne że w poprzednim poście była Biesiadka, a teraz Biesiadki... znaczące? Ja sądzicie?

Jeśli prawdą jest to co piszą o tym materiale z poprzedniej świątyni i jeśli faktycznie była to świątynia z 1199 roku, to warto by poszukać tych najstarszych elementów - pewnie główne belki już dawno zostały wymienione, ale jest szansa że jakieś pomniejsze osiemset letnie części tkwią tam nadal.  

 

Chce się jeść, trudno, nawet najwięksi łowcy przygód i odkrywcy także jeść musieli! Weźmy takiego Amundsena... jadł. Mallory... jadł. Nansen... jadł! Nawet Marek Kamiński jadł! No to Ani ja ani Marek nie zamierzamy być gorsi! Problem w tym że teren jest atrakcyjny turystycznie ale nasycenie miejscami dla turystów typu restauracja, motel, agroturystyka, lub choćby zwykła budka z kebabem jest bardziej niż skromne. ... rany ale eufemizmami jadę, jest q...a tragikomicznie żadne!  na szczęście w Gnojniku udaje się odnaleźć pizzerię Torino.

Z takim ogródkiem i placem,spokojnie można polecić rowerzystom...

Problem w tym że covidiotyzm spowodował iż jest zamknięta i nie wiem czy będzie reaktywowana, gdy całe to szaleństwo sterowane mediami minie. Szkoda tylko dziewczyny która tam pracowała, pewnie nie ona jedna bo i w kuchni ktoś przecież był. 

A pizza naprawdę zacna! 

 

Potem zajrzeliśmy jeszcze do Gosprzydowej


całkiem fajny lokal - ale chyba dla gości z nieco większym luzem w zakresie wydatków

Na zapleczu lokalu.

i przy wjeździe.  


Św Leonard z Lipnicy Murowanej - cały nie, ale punktami mamy do czynienia z obiektem podchodzącym z lat 1143 lub 1203 (ten napis na belce jest bardzo zatarty). 

I tu kończę rejestrowanie trasy - była nam potrzebna przede wszystkim, jako dokumentacja dla potrzeb projektu i następnie wykonawców. Ale my musimy jeszcze do Iwkowej wrócić!!! A to znaczy że mamy przed sobą jeszcze trochę kilometrów i naprawdę solidny podjazd pod przełęcz w paśmie Szpilówki między BVukowcem a Machulcem. Popatrzcie na mapkę, zobaczycie taką białą  kreskę pokrzywioną do bólu oczu, jak by ktoś usiłował rysować od ręki w trakcie silnego ataku febry... znaleźliście? No to właśnie tamtędy. Jeśli intuicja podpowiada Wam że te serpentyny to z racji dużej różnicy wysokości, która była by nie do pokonania "na krechę" to... macie dobrą intuicję! Szanujcie ją!!


A słoneczko już zachodzi

Brontokombajnozaur...


Bez sensu zdjęcie - ale chciałem tego żurawia sobie jeszcze "zrobić" problem w tym że w czasie jazdy, praktycznie po zmroku... no marność widać!

Na przełęczy jesteśmy z Markiem już po ciemku robi się zimno i cokolwiek nieprzyjemnie. Na szczęście teraz już z górki, i w miarę spokojnym traktem. Rowery zakładamy na bagażnik już na macanego, teraz jeszcze tylko pół godziny jazdy samochodem do domu i... przygotowania do następnej akcji. 

Ps. odnalazła się mapka z tego przejazdu:

* kościół od ... kości, kostnica, chodziło o fakt pochówków w obrębie i w samych świątyniach.

środa, 9 grudnia 2020

Na zielono, na rowerowo, na pohybel mordercy, czyli - Mielecki XVI rajd "Za tych co nie mogą"

Rak zabrał mi Mamę i Żonę, nienawidzę go. Szczerze, tym bardziej go nienawidzę że jestem wobec niego bezbronny. Bo wiecie nie ma żadnego cudownego leku, ukrywanego przed nami przez wielkie koncerny farmaceutyczne. Bo niby czemu ktoś miał by wydawać krocie na badania, a potem zamykać ich wyniki w sejfach, po to by zarabiać na... aspirynie, lub witamnie C?  Nie jestem miłośnikiem "bigfarmy", mają wiele za uszami, ale akurat nie to. Każdy kto znajdzie skuteczną metodę walki z rakiem z dnia na dzień zarobi miliardy dolarów. Taka jest prosta logika rynku.
Nie ma też  żadnych skutecznych herbatek, nalewek ze storczyków ani witamin czy diet które mogą pokonać tego drania. Mechanizm jest taki sam jak wyżej - gdyby były to JUŻ nikt by na raka nie umierał. Owszem, czasami mogły pomóc, czasami zdarzy się naturalna remisja choroby, albo ustąpienie objawów, ale ogólnie to metody warte tyle co placebo. Tak wiem że to smutna prawda, ale taka ona jest.

W połowie września Ania zabrała mnie do Mielca na imprezę rowerową poświęconą właśnie "tym co nie mogą". Oczywiście nie przywróci ona nikomu zdrowia, nie ocali życia, nie sprawi że nagle rządzący przeznaczą miliardy na badania (zresztą przeciwskutecznie, bo rynek świetnie się bez rządzących obywa), ale na pewno stanowi jakiś wyraz solidarności, manifestacji że chorzy na raka nie są sami, że stale o Nich myślimy i modlimy się by doczekali chwili gdy pojawi się skuteczna terapia. 

Oczywiście nie doczytałem (jak to ja... wściekam się na kota że jest psychol że najpierw działa potem myśli, a sam mam tak samo) że mile widziany zielony kolor wdzianka - a coś by się znalazło... no szkoda, na szczęście dostaję zieloną wstążkę.

Trasa jest prosta i niemęcząca - w końcu nie każdy jest tak zaprawiony w bojach na rowerze jak Ania i nie każdy dałby radę objechać takie trasy jakie serwują sobie Bikersi czy Korbiarze. Również tempo nie jest zawrotne, dostosowane do najsłabszych uczestników akcji.

Startujemy z centrum Mielca i ... generalnie mało będzie opisów bo mało znam ten teren, niby byłem już kilka razy z Anią ale wiecie jak to jest przy kobiecie, człowiek niekoniecznie jest myślami obecny na trasie ;)


Tu też walki trwały na całego, Trochę śmieszy mnie ta postkomusza postawa, która uważa za zasadne natrząsać się z "wyklętych"... może to jakieś resentymenty, tych którzy jeszcze niedawno ochoczo śpiewali "wyklęty powstań ludu z ziemi"?
Tego nie wiem, ale mój szacunek do tej ziemi rośnie z każdą tam bytnością!

Gdzieś po drodze

Gdzieś na rozstajach

Gdzieś nad zbiornikiem wody P.poż




Urywamy się z peletonu.

Czas podnieść emocje na wyższy poziom.
Aczkolwiek te "góry" mocno mnie śmieszą.

Za to tu coś naprawdę imponującego! Potężna dziura w ziemi - to kopalnia piasku!
Ciekawe co można odnaleźć w takich wydmach?

A potem wracamy do Mielca, zadowoleni, szczęśliwi i ... głodni

Na szczęście w pobliżu Ani, jest niezłą pizzeria.
Jak widzicie byłem tak głodny, że wpierw kąsałem a dopiero otem pomyślałem żeby zrobić fotkę. 




niedziela, 6 grudnia 2020

Nasze wina, nasze wina, nasze bardzo dobre wina, czyli - Korba jedzie do Dąbrówki

Kolejny z wyjazdów promocyjnych. Korba "pracuje" na zlecenie Centrum Produktu Lokalnego, ale tak naprawdę to jedziemy dla przyjemności. A przy okazji promujemy miejsca warte promocji. Czyli w sumie fajnie jest. Ba nawet klip reklamowy z nami kręcą. Chciał bym Wam pokazać ale nie mogę znaleźć

Znaczy mam link do Fejsa ale nie wiem czy Wam odpali: Filmik promocyjny

A ja Wam ciut zdjęć pokażę. Tym razem gadaniny mało, nie lękajcie się.

Ale najpierw mapka:

Fajna prawda?! Też tak sądzę. A teraz pora na foty... no to do roboty:

W drodze - mój ulubiony zakręt przy podjeździe ze Szczepanowic na Lubinkę.
W dole szmat kotliny Tarnowsko - Sandomierskiej


Ukryte w lesie, acz blisko drogi, miejsce tragicznej pamięci o poległych partyzantach i zamordowanych przez Niemców cywilach, których zmuszano do budowy umocnień przed nadciągającymi Sowietami.


Winnica "Uroczysko"


Nasza ekipa

Jak by kogoś interesowało - to tak - ten domek to agroturystyka i można tu sobie pobycik zabukować.

Skrzyneczka radości

Naprawdę tam ładnie


In Vino Veritas

Pojechało do Ani, A w dole Dunajec.

Posiedzieli, pokosztowali wina, pogadali,  nie powiem masa ciekawostek i bardzo dobry rozmówca.
Ale nas ściga dalej - program obejmuje także gminę Zakliczyn - czyli kręcimy także i tam - w sumie to już cała radość po naszej stronie, bo wiele kręcić nie trzeba - grawitacja robi swoje.

Ratusz w Zakliczynie

Zwróćcie uwagę na herb na tarczy - to Trąby, przyjęty przez miasto Zakliczyn od rodu Jordanów.

No cóż ale w Zakliczynie też nie mamy stałej mety, do tego w związku z covipaniką nawet nie bardzo jest jak sobie komfortowo poszamać - inna sprawa że kebsika się wsuwa, a co poniektórzy nawet kotlecika z frytasami.

Na koniec lasek Buczyna - tragiczne miejsce mordu dokonanego przez Niemców.

Tu sobie na koniec urządzamy mały single track - niestety nie ma szans bym na moim trekkingu poszalał. Po prostu udaje mi się to bez większych wypadków (choć dwa razy miałem stracha) przejechać.

Tyle. Pora do domu, tym bardziej że wkrótce kolejne przygody.