poniedziałek, 5 listopada 2018

Pałac Goetzów

Staśko biegł równym rytmicznym krokiem. Nie przeszkadzał mu plecak, bo zostawił go pośród kolegów. Jedynie karabin i ładownice w pewnym sensie ograniczały jego ruchy, ale dla chłopaka spod Tarnopola, wyrosłego w ciągłym ruchu i w łobuzerskich wyprawach, nie było to specjalnym problemem. Znacznie gorzej znosił buty, ciężkie podkute, dobre do marszów, ale ślizgające się po twardym, mokrym od listopadowych deszczy, bruku Brzeska. Dręczyła go także myśl że nieśmiertelnik pozostawiony u dziewki na podołku, bo gdzieżby indziej, może ściągnąć na nią kłopoty, czy to ze strony rodziny, czy ze strony carskich, no ale sama chciała. Dowódcy jakoś się wytłumaczy ze zguby i dostanie nowy.  

Słyszał za sobą stępanie końskich kopyt i rosyjskie słowa rzucane zwierzęciu w formie komend, zachęt i połajań. Czworonogowi było gorzej, podkowy jeszcze marniej się spisywały na miejskich trotuarach, niż podkute buciory piechocińca. Z łatwością szacował czas gdy zostanie dogoniony, w duchu cieszył się że tamten ne sięga po karabinek, usłyszał chichot szaszki wyślizgującej się z pochwy. Pewnie kozak bał się strzelać, dla Staśka nie było ważne czemu, liczyło się to że nie strzelał, choć i strzał w trakcie końskiej kulawej eskapady po bruku ulicznym, mógł być skuteczny tylko przez przypadek. 

Zareagował instynktownym skłonem i obrotem w prawą stronę, przetoczył się po murze kamienicy, ale ostrze szabli śmignęło mu kilka centymetrów nad czapką rysując ślad w boniowaniach. Równie bezwiednie jego dłoń wykonała ruch wzdłuż karabinu, dwutaktowy Mannlicher był gotowy do strzału. Jeździec, nie mal szans tak szybko osadzić konia, by dosięgnąć go drugim zamachem, musiał zawrócić. Na to czekał Staśko, nie chciał strzelać w plecy. Nim carski wziął pełny zamach, pocisk wystrzelony z broni Staśka przeszył go na wylot. Kawalerzysta żył jeszcze waląc się z konia, ale nie trwało to długo. 

Blisko było! Westchnął, w jego myślach zamigotały obrazy gdy z kolegami bawił się w wojnę, raz samemu będąc kozakiem raz z kozakami walcząc, uchylanie się przed witkami, boleśnie siekącymi skórę na plecach miał opanowane do perfekcji. Tylko że wtedy nie było krwi, stygnących oczu i zapachu śmierci... 

Staśko dopadł konia, wskoczył nań i w miarę możliwości pognał w kierunku swojego oddziału. Jego kompania z 15 regimentu piechoty zajmowała pozycje zaraz za miastem. Stacjonowali tam od czasu gdy z Brzeska pod naporem "walca parowego" dały dyla cesarsko królewskie urzędasy i wyżsi oficerowie, tudzież cała masa wojska. Zostali tylko oni. Rekrutowani z pośród Polaków, nie raz już dali dowód lojalności i męstwa, walczyli o swój kraj. Sam się dziwił czemu Rosjanie tak długo zwlekają z wejściem do miasta, ale pewnie nie będąc na głównym odcinku ofensywy uznali że nie warto pchać się pod lufy i czekali aż cesarsko-królewscy sami odskoczą za resztą wojsk. Niedoczekanie.
Tuż przed Uszwicą zeskoczył z konia, nie chciał narażać się na serię jednego z kolegów, którzy spodziewali się konnicy, ale wyłącznie wrogiej. "Ruskie są już w mieście" rzucił w kierunku zamaskowanego stanowiska CKMu i pobiegł do dowódcy złożyć raport. Rozkaz był trudny ale wykonalny. Czekać na pierwszy szturm, odeprzeć i odskoczyć za Wzgórze Okocimskie nim Rosjanie rozpoczną ostrzał artyleryjski. Obaj wiedzieli że ucierpi na tym miasto, bo carscy nie słynęli z precyzji, ale koniecznie musieli dać swoim jak najwięcej czasu na przygotowanie umocnień. 

Nim zdążył odetchnąć, konnica rosyjska obskoczyła samotne stanowisko szwarclosa, który nie bardzo mógł opędzić się od atakujących, ani wycofać pomiędzy resztę oddziału. szybko jednak w sukurs przyszły mu inne CKMy oraz równomierna palba mannlicherów. Kilku kozaków zwaliło się ze swoich wierzchowców, teraz gdy stracili element zaskoczenia stali się łatwym celem. Nie mieli wielkiego wyboru na granicy Brzeska i Okocimia wszelkie próby przegrupowania czy schronienia się pomiędzy zabudowaniami były daremne. Mogli atakować, lub iść w rozsypkę i na własną rękę szukać ucieczki spod gradu kul, tym samym skazując na zagładę, tych którzy już przeprawili się przez rzekę. Rosyjski dowódca nakazał atak. 
Obsługa wysuniętego  karabinu maszynowego znów znalazła się w opałach. Staśko rzucił się z kilkoma kolegami na odsiecz. Doskonale wiedzieli że nawet trzykrotnie liczniejszy oddział jazdy zostanie rozstrzelany ogniem pozostałych M.7 już to widzieli podczas kilku miesięcy walk, ale dla obsady pierwszego stanowiska mogło być za późno. Bez osłony karabinów i bagnetów CKM pomimo swej imponującej siły ognia był w bliskim starciu praktycznie bezbronny.  Rzeczywiście amunicyjny był już rozsiekany szablami a strzelec raniony postrzałem, mimo wszystko szarpał się z dwudziestokilogramowym  cielskiem kulomiotu by móc nadal prowadzić ostrzał. 

Jeden z nadbiegających szybko zastąpił amunicyjnego i pomógł przerzucić KaeM na drugą stronę stanowiska, Staśko zatknął na broni bagnet, spodziewając się że Rosjanie zmuszeni do odwrotu, mogą chcieć ich rozsiec szablami. Nie spodziewał się że uciekający kozak wrzuci im do okopu granat...




Długo kazałem Wam czekać, kompletnie nie ze swojej winy. Takie losu zrządzenie. Mam nadzieję iż wkrótce już wszystko pójdzie utartymi koleinami, a jak jak na zatwardziałego konserwatystę przystało tak lubię najbardziej.

Więc znów jestem w Brzesku, więc znów mam przed sobą nieco czasu, który postanawiam "zmarnować" włócząc się po okolicy. Tym razem już z twardym zamiarem odnalezienia cmentarza 277.

Jak zwykle samochód zostawiam nieopodal marzenkowej pracy i dalej tuptam piechotką.



Zobacz trasę w Traseo

Jak widzicie na mapce nie było daleko, ale było ciekawie.

BRZESKO
 
 Urocza chatynka, przy ulicy Kościuszki. Już coraz mniej takich. Nie wiem czy szkoda, bo sam bym w takich już mieszkać nie chciał, z drugiej strony, trochę szkoda, gdy konają na naszych oczach, a w ich miejsce powstają archipotworki.

 Urocza eklektyczna willa, zdjęcie nie oddaje jej klimatu. 

 Kładka nad skrzyżowaniem, od lat się na nią szykowałem i zawsze jakoś nie po drodze, a ja maniakalnie takie kładki lubię. Ta prowadzi z Brzeska do "Nowego Szpitala" więc poza przejściem dla ludzi ponad ruchliwym skrzyżowaniem ma też aspekt podjazdu dla wózków i rowerów - świetne rozwiązanie. szkoda ze w Tarnowie od dziesięcioleci rządzą bałwanekipy które na podobne pomysły wpaść nie umieją. 
 
 Most nad Uszwicą. Tu mniej więcej dzieje się akcja mojego opowiadania. 

OKOCIM
 
 Neobarokowa brama do dawnej posiadłości Goetzów - Okocimskich

 I brama do samego parku. 
(jak zapewne pamiętacie z poprzedniego wpisu, park otoczony był zabudowaniami gospodarczymi). 

 Ciekawa sprawa, bo co krok mijam tablice że miejsce rewitalizowana z "funduszy unijnych", jednocześnie spotkałem tabliczki że teren jest chroniony i prywatny i że wstępu się zabrania. Uznałem jednak iż skoro na owe mityczne "fundusze unijne" sam się składam, to mam jak najbardziej prawo do spaceru w tamtym miejscu... co uskuteczniłem.


Sam pałac obecnie w rękach spadkobierców - spokojnie to nie Warszawa, nie mają po 150lat!
Widać rękę gospodarzy - właśnie powstaje tu hotel - i nawet ma oferty sylwestrowe, choć zdaje się już wcześniej było tu miejsce typu "dom weselny".

 I od frontu.

 
 Detalik

 Pomnik przyrody - sporo ich w tym parku, a niektóre unikatowe! 

Potem wędruję po alejkach i ścieżkach, w poszukiwaniu cmentarzyka, nie jest łatwo, bo na tablicach informacyjnych (czyli jednak można zwiedzać) jest tylko oznaczenie "pomnik" 
 

Ale, na domysł i azymut, udaje mi się trafić na właściwą ścieżynkę, która wkrótce przeradza się w zaniedbany trawnik, a następnie w zarośla ruderalne.

 No ale trafiam! 
Furtka rzecz jasna zamknięta, dojście jest jednak z drugiej strony - w sumie to już nawet wiem jak tam dojść, ale nie wiem kiedy znów się tam wybiorę. Na razie muszą mi wystarczyć odwiedziny przez siatkę. 
Powiedzmy sobie szczerze, gdyby nie ten cmentarzyk, to post który teraz piszę, czekał by do grudnia, aby listopadowej tradycji stało się zadość. 
  
 Dość unikalna sytuacja bo inskrypcja pisana jest po polsku. 

PAMIĘCI
DZIEWIĘCIU
WALECZNYCH
POLEGŁYCH
ZA OJCZYZNĘ
W BITWIE POD
OKOCIMIEM
W LISTOPADZIE 1914

 W sumie to nie powinno Was dziwić - C-K 15 IR
czyli cesarsko królewski 15 regiment (pułk) piechoty, rekrutowany był w Tarnopolu i okolicach, służyli w nim głównie Polacy. 
Imiona są niemieckobrzmniące - bo takie były w oficjalnych rejestrach i na nieśmiertelnikach, ale nazwiska już poza jednym czysto polskie. 

Krótka modlitwa w ich intencji i już idę dalej. 

 Tak powinno wyglądać traktowanie pomników przyrody - "aż do naturalnego rozpadu"

 
Pałacowa wylęgarnia komarów.
Inaczej zwana romantyczną sadzawką albo oczkiem wodnym... 

 Pałac - widok od plecyków

 A tu Baron - Jan Goetz Okocimski w kontuszu. 
Taki suplement dla poprzedniego wpisu.

 I moja twarz przy browarze.

A potem powrót
i znowu
BRZESKO
 Rynek

 I jeszcze przy cmentarzu miejsce pamięci. 
A potem do samochodu, samochodem do domu a w domu kima, bo na noc trzeba iść do pracy. 


czwartek, 18 października 2018

Opowieści przy browarze.

Hans siedział w swym gabinecie pogrążony w rozmyślaniach, był zły. Zły? A może rozgoryczony? Sam nie umiał nazwać myśli które nim targały. Ale cóż takiego się stało? Wszak jego pozycja jest nienaruszona, nikt niczego nie śmie mu zarzucać, jednak po cichu szepczą, za plecami, w oczy ten i ów czapkujący mu z wyprzedzeniem szlachciura słowa nie piśnie, strachem spętany, ale z dala od oczu obgada. Tak, Hans wie że boli ich tytuł arystokratyczny, oni wszak rodowi są, a on swój tytuł kupił na dworze w Wiedniu. I co z tego że rodowi?!
Jan polemizuje z własnymi myślami.
Cóż z tego że oni rodowi, skoro swoje klejnoty u Żydów zastawili za garniec wódki i spłatę długów karcianych? Cóż z tego że on swój tytuł kupił? Ciężko nań pracował, jego ojciec gdy browar stawiał i on sam gdy przejął przedsiębiorstwo pięćdziesiąt lat później!
Nuworysz! - słowo jak klątwa, milisekundowym tikiem skaziło przystojną twarz Jana. Boli, to słowo boli, inne też bolą, niemało tych słów, które często słyszy gdzieś tam po kątach, szeptem wypowiadanych. 
Głupie myśli znów wracają tak trudno je odpędzić. 
Mają za złe. Czego? Tego że dorobił się pieniędzy, że ma koneksje, duże posiadłości, że ma posłuch?  O tak tego się boją, Tu ich boli! 
Hans Albin aż drgnął w fotelu, znalazłszy odpowiedź na dręczącą go kwestię. Dotychczas mógł dziedzic wszystko, a chłopi się go słuchali, czasem już nie zdzierżywszy raban podnosili i kraj krwią spływał, ale potem znów pokornie wracali do swych domostw a panowie nadal rządzili - wszak taki był porządek rzeczy! A tu nagle on nuworysz, pokazuje że można inaczej, że dawnych panów dziedziców, szlachciurów, już nie trzeba się słuchać, oni odchodzą. To on, nie oni, buduje dla swych pracowników domy, zapewnia opiekę medyczną, on stawia szkołę dla ich dzieci i kościół i mnóstwo innych rzeczy robi za które są mu wdzięczni. Tak to prawda mieszka w Pałacu, ale i jego pracownikom nie dzieje się krzywda, a przecież wielu z nich pamięta jeszcze jak było drzewiej po wsiach, ten głód na przednówku, te choroby, to bolesne "chamie" rzucane przez dziedzica gdy któryś dopominał się swoich praw.  O! Tak, tych ludzi może być pewny, staną za nim murem. To jego ludzie! 
Ciary przeszły Baronowi po plecach, myśl jak pękający pęcherzyk powietrza na moment go oszołomiła. Tak, oni są jego ludźmi, pracownikami, nie poddanymi, ale cóż to zmienia, skoro związani z nim na dobre i na złe?! Gdzie by mogli pójść, co z sobą zrobić, gdyby wielka maszyna browaru nagle stanęła?! Był za tych ludzi odpowiedzialny. Był jednym z nich. Pierwszym, bo talentem i pracowitością wyniesionym spośród tłumu, ale właśnie spośród. Nie rościł sobie mitycznych praw do nadprzyrodzonego pochodzenia od Sarmatów. Był Austriakiem... A kim jest? Kim jestem teraz? W jakim języku myśli? W jakim przeklina? Z jaką nacją chce wiązać przyszłość swoją i swoich dzieci?   
Gdy Freiherr Hans Götz zasiadał w fotelu była późna noc, poranek powitał 
Barona Jana Albina Goetza - Okocimskiego, przedsiębiorcę, filantropa, działacza społecznego i  konserwatystę który za kilka lat rozpocznie karierę parlamentarną jako Polak, polski patriota i przewodniczący Koła Polskiego w Wiedniu. 


 Marzenka nie czuła się zbyt dobrze - poprosiła żebym ją podwiózł do pracy do Brzeska. Czemu nie? Żonie się nie odmawia a poza tym to przecież fajna okazja do spaceru po okolicach Brzeska, które choć bliskie, mam stosunkowo mało poznane. 

Parkuję nieopodal marzenkowej pracy i dalej tuptam na nogach - trasę mam mniej więcej przemyślaną, ale z możliwością modyfikacji - bo wszak jestem przed nocną zmianą (czeli trzeba się zdrzemnąć chwilę) a nie wiem ile zajmie mi oglądanie poszczególnych miejsc.

Zobacz trasę w Traseo

 BRZESKO
 Na początek Stary Cmentarz. W zasadzie to cmentarz parafii św. Jakuba, ale z racji wieku, którego po prawdzie dokładnie nie znamy a rozpiętość dat wynosi około 30 lat, zwany jest Starym i zapewne nic tego nie zmieni. Cmentarz jest bardzo chaotyczny, czemu trudno się dziwić - bo przez dwa stulecia użytkowana niejedno się wydarzyło i niejeden koncept wprowadzenia ładu skonał pod razami nieubłaganej konieczności.

 Miejsce jednak bardzo warte zobaczenia.

 Choćby z racji takich ciekawostek jak ta w stylu madziarskim (późnobarokowym, ale w duchu madziarskim) kaplica grobowa. 

 Główne wejście - dla mnie wyjście, bo wchodziłem jak na stalkera przystało wejściem od tyłu.
 Miejsce pamięci narodowej - podejrzewam iż powstało tak samo jak niesławny pomnik grunwaldzko II wojniany w Tarnowie - czyli poprzez zniszczenie iluś tam nagrobków. Nie wiem czy były cenne - ale że komuna nie liczyła się z takimi rzeczami to jest pewne. 
Obecnie jednak upamiętnia się tu nie tylko tych którzy twórcy tego miejsca pierwotnie chcieli. 
 Kawałeczek dalej - w budynku chyba mającym związek z cmentarzem taka wnęka. Biskupi to rzecz jasna Stanisław i Wojciech. 
 Ten tarnowski mamy już z Marzenką prawie w 100% zaliczony - w Łysej Górze byłem, Marzenkę zabiorę - ale to Brzesko - tu Marzenka powinna zabrać mnie. A Wam polecam - wpadnijcie do nas na rynek do IT weźcie mapkę, pobierzcie apkę na telefon i zwiedzajcie - naprawdę warto. a jak Wam będzie mało - to zagadajcie do mnie pokażę jeszcze kilka miejsc w Tarnowie i okolicach. 

Rynek brzeski, spora połać placu na którą chyba brak pomysłu. Osobiście uważam że rynki powstały nie po to by być wielkimi kamiennymi placami w centrach miast, ale jako centra HANDLOWE. 
Czy to razi czyjeś pięknodusze estetyczną błoną zarośnięte ślepka czy też nie - ale rynki powinny żyć! W dzień handlem, nocą zabawą. Po to powstawały! 

OKOCIM
Droga na Okocim nie jest trudna - wystarczy tylko iść na południe byle jaką uliczką. Ja postanowiłem odnaleźć i trzymać się szlaku czerwonego. Zasadniczo ów szlak jest... nie wiem wprawdzie gdzie, ale zakładam że jest - w sumie odnalazłem może trzy znaki i żadnego szlakowskazu. Brawa! 
Szedłem jednak wzdłuż jego przebiegu (z modyfikacjami mojego autorstwa), co nie jest trudne w epoce GPSów. A trzeba przyznać że trasa wyznaczona jest atrakcyjnie! 
  
Kapliczka maryjna

Neogotyckie wieże browarne - pojęcia nie mam do czego mogły służyć. Podejrzewam iż pełniły jakieś funkcje wartownicze, ale głównie chodziło o kwestie reprezentacyjne. 
Oczywiście komuna musiała zdewastować koncepcję lokując tu (lub przebudowując istniejący budynek) kwadraciaka administracyjno socjalnego. 

Browar otwarty.

i znów historyczna zabudowa.

Pomnik Barona Jana Albina Goetz - Okocimskiego
Podejrzewam iż gdyby Pan Jan zmartwychwstał i skosztował tego co koncern Carlsberg sprzedaje pod jego (bądź co bądź) marką to gorzko by zapłakał, na powrót zapadł się pod ziemie, ale wcześniej zrobił wszystko by winni takiej "prywatyzacji" na długo mieli zapewniony państwowy wikt i opierunek...


Powoli mijam teren browaru.

Ale za to trafiam na mega urokliwe, secesyjne ale w duchu już modernistycznym, przemysłowym kamieniczki. Zapewne były tu siedziby kadry kierowniczej browaru. Obiekt śliczny, pięknie się rujnujący (przekąs), ale to i tak lepsze niż śmierć z ręki chciwego dewelopera (ludzie nie bądźcie idiotami! - nie kupujcie domów deweloperskich, są szyte na "uniwersalną" miarę, czyli nikomu nie pasują do końca i dwa razy za drogie w stosunku do wartości) 

A to ta sama willa od drugiej strony - śliczna, na fasadzie elementy neoklasycystyczne - czyżby więc nie secesja a  eklektyzm?
Tu (kwestia kilkudziesięciu metrów w poziomie i kilkunastu w pionie - jak się domyślacie ostre podejście) za to dworek (też z czasów Goetza) śliczny neoklasycystyczny - obecnie siedziba SANEPIDU.
Kawałek dalej i znacznie wyżej ulicą Okocimską mijamy uroczą kapliczkę św. Franciszka.


A to już pobocza (no powiedzmy że zboczyłem kilkanaście metrów od szosy) ul. Goetzów Okocimskich.
Ale tak z ręką na sercu - ilu znacie zboczeńców co mają takie widoki? 
Tam w dole to ho, ho, ho... równinka jak stół aż do samej Wisły, a potem do Gór Świętokrzyskich... 
Mówcie co chcecie - wędrowiec ma świat u swoich stóp. 
Jesienna Luna

STARY OKOCIM
Podejście faktycznie wywołujące zasapkę, za drogą było by pewnie lżej, ale szedłem ten kawałek wiedziony znakami Camino. 

Jego imieniem i z jego fundacji. 
 
Śliczna, eklektyczna budowla - wybaczcie że nie ma innego zdjęcia - ale pod słońce nie widać nic, a ze słońcem wszystko przepalone. Ten jeden kadr wyszedł jako tako. Wybieram się tam z kolegami kiedyś, to pewnie uda się zrobić lepsze. 


Cmentarz z widokami, z jednej strony na wieczność a z drugiej na przepiękne Pogórze Wiśnickie i majaczący w oddali Beskid Wyspowy. 
Cmentarz przykościelny
No właśnie... był zakaz pochówków przykościelnych? 
Był
Ale kto bogatemu zabroni? Szansa że w Wiedniu pochwalą gorliwca jest żadna, a robić sobie wroga tu na miejscu może tylko całkiem samotny człowiek w ostatnim stadium choroby wieńcowej. 
Kościół św. Trójcy
Neogotyk w stylu "jankeskim" Znajdziecie takie na amerykańskich filmach. 
Ale bryła miła oku, proporcjonalna i świetnie się komponująca z tym wzgórzem. 

Widoki spod kościoła - Całe Pogórze Wiśnickie i w oddali Beskid Wyspowy. na zdjęciach tego nie widać - ale widziałem (być może oczami duszy) Gorce i zarys Tatr. 
I jeszcze kuku przez dziurkę od klucza - ostatnio staje się to już tradycją tego bloga ;-) 
Herb i dewiza Goetzów Okocimskich
Pracą i Prawdą

A tu Luna Jesienno sakralna ;-) 

A potem zataczam cholernie spore koło - przepięknymi terenami, schodząc do szosy łączącej Brzesko z Nowym Sączem i dalej już jej poboczem - kilkadziesiąt minut marszu i kilka chwil wyrzutu adrenaliny z powodu inteligencji kierujących. 

Pałac Goetzów - nie część reprezentacyjno mieszkalna ale użytkowa. 
Chyba była to wozownia, po wojnie zamieniona na mieszkania pracownicze a w głównym hangarze urządzono salę gimnastyczną - zresztą nie wiem czy aby nie jest to tradycja jeszcze z czasów Jana Albina. 
Rzecz jasna wchodzenie do środka jest zabronione... Jak tylko obrobię materiał to zobaczycie filmik z UrbExu w tym miejscu ;-)
Niestety za tym podejściem nie udało mi się go odnaleźć. 

Kuku przez okienko. Przepompownia wody, nie znalazłem urządzeń grzewczych, więc pewnie ciepło szło rurociągami z kotłowni Browaru. 

A tu szukałem cmentarza - alem nie znalazł... no trudno nie żałuję. 

I dziedziniec przed budynkiem - ustawiony w rodzaj podkowy - bardzo ciekawe założenie. Stylistycznie nawiązujące do rezydencji. 

No tak nie wytrzymałem
Zgadnijcie gdzie jestem? 

czarnobylskie klimaty...

No ale z tego będzie filmik - tylko nie wiem kiedy rozkminię program do obróbki video. 

A potem hyc przez okno  i zmierzam trotuarem w kierunku centrum.

Po drodze jeszcze taka neobarokowa brama na teren posiadłości Goetzów. 

BRZESKO
Po raz wtóry.
św. Jan Nepomucen - figura wotywna na dziesięciolecie powodzi tysiąclecia. 
1997 rok - rok nie tylko Powodzi - właśnie w tym roku poznałem Marzenkę. 

No ale to już zupełnie inna historia...