czwartek, 21 grudnia 2017

Dla Was - serdeczności.

Tam
pod lasem
tam pod borem
Baca jodłę tnie toporem
Gaździna zaś wałkiem wywija
By w godzinie gdy rodzi się Dziecina
Nad stołem razem zasiąść z gazdziątkami,
zjeść wieczerzę, zaśpiewać, podzielić się oplatkami.
a Wam
Bóg
niech
łaski
śle
bo 
czego
Wam 
trzeba
On
Najlepiej wie.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Mała pętla przed pracą

Mogłem zrobić większą, plany mam, na mapie wyglądała fajnie. Problemem jest... Aura. No, nie umiem odmówić temu psu wypadu w teren, ale po takim wypadzie już brakuje mi czasu na dłuższe trasy. Gdy czas jest sprzyjający, to w jeden dzień śmigamy z Aurą na dłuższy spacer, a w drugi mogę jechać na rowerową eskapadę (co nie znaczy że nie szczeka i nie zawodzi, gdy ruszam bez niej - owszem robi to, ale ja mam czyste sumienie, jednak gdy od kilku dni nie była gdzieś dalej, nie mógł bym spojrzeć jej w oczy).  
A tu okres przedświąteczny, wyjazdy z Marzenką, niekorzystny układ zmian, chłopcy i ich potrzeby... kieracik codzienności. Jednak w piątek udało się wygospodarować praktycznie całe dzień przed pracą. Szybko robię to co mam do zrobienia, wypadamy z Aurą na "Marcinkę" - relacji z tego wypadu nie będzie - choć trasa jest na Traseo, bo tamte tereny już wiele razy pokazywałem, a nic nowego nie znalazłem - no poza roztrzaskanym kolarzem, kolo wziął dosłownie nazwę Kross i pojechał tam gdzie są zrobione trasy zjazdowe dla rowerów typowo do tego przeznaczonych. W rezultacie rozwalił przednie koło, prawdopodobnie uszkodził widelec, poharatał osprzęt i siebie. pomoc ratowników potrzebna na szczęście nie była - szkoda chłopaka, widać było że mu strasznie żal tego roweru. Krossy kosztują w okolicach dwóch tysięcy - tymczasem zjazdówkę miał by za kilka stówek  i mógł by nią tyrać do woli. na przyszłość zapamięta.  
Więc byliśmy z Aurą na "Marcince" potem jeszcze kawusia, na czas wrzucania trasy na Traseo i opisu miejsc i siadam na rower. Przede mną ciekawa (mam nadzieję) trasa wokół Tarnowa do pracy. Aura nawet nie szczeka - może później, ale nie póki jestem w zasięgu głosu. 

Pogoda ostatni raz próbuje mnie straszyć, w twarz zacina mi drobniutkim deszczykiem - ale za chwilę daje sobie spokój, widocznie widząc że nic nie wskóra, straszyła zresztą już na Górze św. Marcina z podobnym skutkiem. 

Witaj przygodo. 


Zobacz trasę w Traseo

 Ulicą Hanny Marusarz chciałem się przejechać już od dawna - jeździłem samochodem, ale to wszak nie to samo.  Dlatego ją wybrałem jako punkt obowiązkowy, od początku, od rada na Rzędzinie - do końca - reszta miała być wypadkową - czasu i okoliczności. Choć zarys trasy rzecz jasna w głowie miałem, to miałem tez kilka opcji alternatywnych - wiecie, nie mogę spóźnić się do pracy.  

To co przejechałem wygląda jak na mapce powyżej. W sumie wyszło tego bez maleńkości 30 km. W sam raz jak na bardzo późna jesień. 

Zdjęcia robiłem phabletem - stąd podła jakość, która i tak była by mizerna z racji na warunki pogodowe, marność sprzętu i fotografa, ale przynajmniej miał bym do dyspozycji lampę błyskową. 
  
TARNÓW - GUMNISKA

Gumniska - moja rodzinna wieś, obecnie obudowana cudacznymi imitacjami projektów awangardowych, dzielnica Tarnowa. Straciła już swój wiejski charakter, ale jeszcze nie wyburzono wszystkich chatynek, jeszcze nie zlikwidowano wszystkich kapliczek.
 
 Przedświąteczny kicz

TARNÓW RZĘDZIN
 Ul. Hanny Marusarz - kapliczka o cechach barokowo klasycystycznych (tych drugich zdecydowanie mniej) z 1792 roku. Wybudowana z fundacji Antoniego Saratowicza. 

 Wewnątrz Madonna z dzieciątkiem (pierwsza połowa XIXw) - rzeźba utrzymana w stylu barokowym. 
 Krzyż z 1910 roku

 Kapliczka z figurą Matki Bożej Niepokalanie Poczętej, pochodzi z okolic roku 1930. Na moje oko niezły przykład późnego eklektyzmu malowniczego, albo lepiej nawiązanie do tego stylu.


Kapliczka Maryjna 
NMPNP
(ciekawe kto za kilkaset lat, odczyta ten skrót? czy nie będzie to jak z Asztarte, czy Izydą - których setne "mutacje" spędzały sen z powiek badaczom, a dziś są przekleństwem studentów bliskowschodnich starożytności?)  

 Na cokole kapliczki wezwanie oraz fundatorowie: Maria Wawrzyniec i Wojciech Marcinkiewiczowie. 1929 rok. 
 Ostatnie rozsypujące się już "zabudowania" przy Ulicy Hanny Marusarz. To granice miasta. Za chwilę :

WOLA RZĘDZIŃSKA 

 Urocza maleńka chatynka, wciśnięta obok współczesnego klocka. Najwyraźniej zamieszkana. czasami gdy czytam blogi innych, szczerze komentuję że nie jestem miłośnikiem skansenów. Teraz powinniście domyślić się czemu - to nie arogancja, poza, bufonada czy inne takie - ja po prostu mam szczęście obcować z takimi zabytkami przy okazji praktycznie każdego wypadu. U nas jeszcze ich dużo - fakt niszczeją, ale są i mam je na wyciągniecie ręki.  
  
 Kolejny przykład. 

 Przydrożny krzyż - ale nie znam jego historii.

 Neogotycki kościół na Woli Rzędzińskiej. Nie jest bohaterem dzisiejszego rajdu, pokazuje go jako malowniczy element krajobrazu - Kiedyś specjalnie pojadę na Wolę - pokazać właśnie ten kościół, cmentarz wojenny, cmentarz "cywilny" i jeszcze kilka ciekawostek - ale to kiedyś - dziś będzie tylko zajawka. 
 
 Wiadukt nad torami - jak ja lubię takie miejsca. Zawsze takie znikające na horyzoncie tory, są dla mnie obietnica przygody. 
 
 I znów ten sam kościół - ale z całkiem innego miejsca.
 A o to najważniejszy punkt tej wycieczki.
Ciekawa forma krzyża przydrożnego.
Z trzech stron zdobiona figurami męki pańskiej, świętych i maryjnymi. 
 
 Piaskowiec z którego powstała, wymagał konserwacji - co widać, bo jest świeżo odnowiona. 
Ale zrobiono to z dużym kunsztem, nie zacierając śladów wieku, a jedynie nie dopuszczając by popadła w rozsypkę (jak to piaskowcowe figury, krzyże, czy nagrobki mają w zwyczaju) 

 Na cokole inskrypcja - myślę że nie zmieniona w czasie restauracji. Przepisuję literka po literce, zachowując oryginalny układ. 

Fundatorowie Macijiregina
Kołodziejowie proszą
przechodzących
owe sthnienie do BOga
1869 

Jeszcze tam wrócę - to zobaczycie lepszej jakości zdjęcia - warto. 

A potem dalej w trasę - dopada mnie głód, batonik mam w plecaku, plecak na bagażniku - nic tylko sięgnąć, ale obiecuje siebie że nie ruszę wcześniej niż przy autostradzie - ot taka automotywacja ;-) 
 POP
(punkt, obsługi podróżnych... no powiedzmy noclegownia pod chmurka ;-)  )
 Wzniesienie rozdzielające Wolę Rzędzińską od Zaczarnia - świetny stąd widok na Pogórze. Niestety nie na tym zdjęciu - ale moim oczętom możecie pozazdrościć - podobało im się to co widziały. 

ZACZARNIE 
 Szkoła w Zaczarniu. 

 Tablioce ku czci patronów:
Konopnickiej podstawówka i Sybiraków gimnazjum. 

 Figura maryjna 
"Fundacya gminy 
Zaczarnie
1904 rok"
(stąd ta pięknie brzmiąca pisownia) 

 Kościół w Zaczarniu - ale współczesny. jeszcze tu kiedyś wpadnę, poszukam ciekawostek, ale nie sądzę by był w nie bogaty. 

 I znów wiejskie, XIX wieczne klimaty ... tak było gdy moi pradziadkowie byli młodzi - 
nie dziwcie się że piszę to co piszę o skansenach, wiem nawracam, ale doszły mnie słuchy że kilku osobom nie spodobały się moje komentarze. 

 I wreszcie Autostrada - patrzę na śmigające pojazdy i zajadam batonika cini-minis z Biedronki, popijając to zmarzniętym jak źródlana woda 4movem też z Biedry.
Wiatr wieje jak szalony, auta śmigają pod nogami, co bynajmniej nie sprawia wrażenia przytulności - po drugiej stronie już BRZOZÓWKA - ale Bogiem a prawdą niczego Ciekawego tam nie dopatrzyłem. Będę musiał wrócić, gdyż jestem, głębokim sceptykiem co do wiary w miejsca które niczego ciekawego nie kryją.

BRZOZÓWKA / TARNÓW KRZYŻ

Dokładnie na granicy Brzozówki i Tarnowa stoi ta oto kapliczka. Pochodzi z 1850 roku, z fundacji Xiążąt Sanguszków. Powstała jako wotum dziękczynne za ustanie epidemii cholery. Wewnątrz ofiarowany przez Xiężną Izabelę z Lubomirskich Sanguszkową XVIII wieczny pochodzący z Litwy bądź Ukrainy Obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. 
W czasie II wojny niemieckie żołdactwo urządziło sobie tu kuchnię polową i sypialnię. Odrestaurowana, w 1978 roku była "uczestniczką" wypadku samochodowego!  


TARNÓW KRZYŻ

Rezerwat debrza - także spuścizna po Sanguszkach. 


Kapliczka maryjna przy ulicy Wiśniowej. Ufundowana w 1939r. przez Adama Brogowskiego, rządcę majątku Sanguszków. Wybudowana przez murarza Franciszka Nytkę z Brzegówki (tak w przewodniku PTTKowskim - ale bym stawiał na Brzozówkę, bo Brzegówki nijak z okolic nie kojarzę, a zgoła i wujo Gugiel jest bezradny). Za materiał posłużyły polne kamienie - wewnątrz figurka NMPNP ( ;-) ) fundowana w 1945 roku przez rodzinę Rajskich w miejsce starszej. 




Stawy Krzyskie 

Amazonka z orbity ;-) 


"Szczucinka" dawna linia kolejowa (wystarczyło zbudować most przez Wisłę - połączyć tarnowski węzeł kolejowy ze świętokrzyskim - no ale skoro PKP zarządzali eksperci od wygaszania popytu... to co się dziwić że zgnojono te infrastrukturę?) - w/g zapewnień polityków mój rower (chyba nazwę go Gawron - co Wy na to?)  stoi właśnie na środku ścieżki rowerowej...  fajna ta "ścieżka" tylko poręcze strasznie niskie... i do tego trzęsie ;-) 

BIAŁA

W/g mapy Compassu "Okolice Tarnowa" 2016 droga techniczna wzdłuż autostrady ciągnie się aż do Dunajca... W/g tej samej mapy tylko z dokładniejszym planem Tarnowa - widac że nie... 
a ja sobie tego wcześniej nie sprawdziłem. 

- "Panie tam się nie da przejechać!" - woła za mną jakiś lokals
- a tam się nie da... - bagatelizuję jego ostrzeżenia. 
- "no mówię że dalej nie ma drogi!!" 
- a bo to raz bez drogi jechałem? odpieram
Facet daje za wygrana - widać nie ma nerwów do gadania z kretynami (znaczy personalnie ze mną). 

I co ? przejechałem - przez rów przeniosłem, ale dalej pojechałem - nawet się kawałek ul. Żytniej znalazł - czyli klepana gruntówka - ale przynajmniej nie moczyłem nóg w zmarzniętych rozlewiskach. 

Trafiłem na jakieś coś - może budynki firmy zajmującej się stawami w Białej i Bobrownikach? Nie wiem - nie podpisane było - przedarłem po stalkersku - czyli obcesowo, ale bez zwracania na siebie uwagi i oto com zobaczył! 
 
Potok Klikowski!! 
No tego przeskoczyć się nie da, ani przejechać... pokonywać w bród? (odwrót nie wchodził w rachubę).
Ale od czego setne wypady UrbExu?! Zsiadam z Gawrona, po grobli przechodzę nad   rowem melioracyjnym, potem po betonowym wypuście przepustu pod autostradą - tam jest jakieś 20 cm przestrzeni - rower niosę nad wodą - plecak na sobie -w razie zachwiania po prostu puszczę maszynę w dół - ale się udaje - po drugiej stronie jest gorzej. błotniste brzegi skarpy, nie dają oparcia dla butów ślizgam w dół, nawet manewr z podrzucaniem roweru i zaciskaniem hamulców niewiele daje - w rozmiękłym gruncie kopniakami drążę quasi schodki i po nich wygrzebuje sie na skarpę - potem po tej cieniutkiej deseczce na drugą skarpę a dalej... to już bajka niecałe 30 metrów łąki i znów asfaltowa droga techniczna - aż do samego Dunajca. 
Buty zabłocone, opony tez - opony otrzepią się po drodze, buty będę musiał wymyć w pracy.   
Biała - krzyż upamiętniający powódź z 1927 roku 
 
  Pomnik poległych w walce żołnierzy Szarych Szeregów.

A potem na kładkę, przez Białą (tym razem rzekę) i do pracy - jestem godzinę wcześniej oporządzam buty, odzież i myję rower - jestem już po tej robocie, gdy zaczynają schodzić się koledzy.

Ta przygoda skończona - inne czekają w kolejce.  

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Zawody z sobą samym

Nie jestem miłośnikiem sportu, nie cieszy mnie rywalizacja, fanfary, medale, puchary. Bo niby czemu miała by cieszyć? Czemu moje zwycięstwo musi koniecznie oznaczać czyjąś klęskę? Pamiętacie łzy Messiego na ostatnim mundialu? 
Jest taka opowieść o starym mistrzu który na widok szalejącego w tryumfie swojego ucznia odzywa się doń:
- Zatem pobiłeś wszystkich?
- Jasne! Wygrałem każdą walkę!
- Zatem, skoro wygrałeś to byłeś od nich silniejszy?
- Masz rację Mistrzu - dzięki Tobie!
- Zatem, skoro byłeś najsilniejszy, to oni byli słabsi od Ciebie!
- Tak, Mistrzu! 
- Zatem z czego się cieszysz, z tego że pobiłeś słabszych? 
...

Na takich opowiastkach uczono mnie przez wiele lat. Mogę się cieszyć że rozbiłem ileś tam dachówek, ale nie z tego że rozbiłem komuś twarz.  

Jak pamiętacie niedawno zmieniłem nick (Makro - kojarzyło się z siecią sklepów, a jako że od dawna już nie zajmuję się makrofotografią po prostu straciło sens, wiem że wiecie - ale czasem warto przypomnieć) - razem z nickiem zmieniłem blogi i profile. W tym także te na serwisach rejestrujących trasy GPS.   


W pewnym momencie zorientowałem się iż moja pozycja w rankingu Traseo stale rośnie, zdziwiło mnie to, bo przecież nie robiłem więcej niż jedną dwie trasy tygodniowo. Zerknąłem na ów ranking i okazało się że na 90 tysięcy zarejestrowanych gdzieś tak koło tysiąca jest aktywnych, znaczy takich którzy kiedyś jakąś trasę opublikowali, z tego takich naprawdę aktywnych jest około setki. 

 

Naszła mnie myśl że fajnie było by do nich dołączyć. I to jeszcze do końca tego roku.
Zwłaszcza iż Traseo w przeciwieństwie do kilku innych tego typu serwisów nie nagradza "kilometrówki" (byłbym bez szans wobec kierowców TIRów, kolarzy szosowych, czy turystów samochodowych), ale na ogólną liczbę punktów - składają się; sposób rejestracji trasy, zdjęcia i opisy. 
Czyli faktycznie jest fair - wyczynowcy mają inne miejsca, tu jest coś dla krajoznawców. Dla pewności przeglądnąłem stochastycznie kilkanaście różnych profili, osób z pierwszej setki - w rzeczy samej; zdjęcia, opisy, często naprawdę na poziomie dobrego krajoznawczego bloga.
Do tego Traseo daje możliwość komentowania zadawania pytań itp. 

 

I wtedy pomyślałem sobie że stanę do zawodów. Nie z nimi, tylko ze sobą - zadanie brzmiało - zrobić w ciągu czterech miesięcy (bo tyle zostało do końca roku) tyle tras, żeby znaleźć się w pierwszej setce. 
I od razu obłożyłem się handicapem: ani jedna trasa nie może się w stu procentach pokrywać, do każdej musi być ilustrujący zestaw zdjęć, które także nie mogą się powtarzać, nic nie może być rysowane przy monitorze (nie licząc korekty nagranej trasy, GPS czasami wariuje), żadnych zdjęć które nie powstały bezpośrednio w trakcie pokonywania odcinka. 
W przeciwnym razie - bez trudu pobrał bym w formacie GPX zapisy moich poprzednich tras, okrasił je setkami zdjęć z cyfrowego archiwum, jakie zrobiło się samo przez lata wędrówek i spokojnie wyawansował do  pierwszej setki - tylko czy to było by dla mnie satysfakcjonujące? Równie dobrze mógł bym nagrywać codzienne trasy samochodowe z młodymi do szkoły, z Żoną do pracy, potem po młodych, po Żonę, na zakupy... codziennie z psem wkoło osiedla... Tylko jaki by to miało sens? 

Przyznam że nie było łatwo. Wprawdzie mam sporo różnych tras alternatywnych dojazdu rowerem do pracy (lub dojścia piechotą), ale z racji na kurczące się okresy jasności, wkrótce poranne trasy stały się zdjęciowo niewydolne, a te popołudniowe były wyścigiem ze Słońcem. rzecz jasne stale w tle była rodzina i jej potrzeby - więc musiałem zrezygnować z wielu potencjalnie ciekawych marszrut. Pomysłów miałem i nadal mam multum, same tematyczne spacery po Tarnowie to kilkanaście ciekawych, niebanalnych tras - szlak harcerski, węgierski, eklektyczny, kapliczkowy; ot tak wymienione na poczekaniu.   Problemem był jednak i jest nadal... czas.

Ale...

ZROBIŁEM TO!!! 


Jestem w pierwszej setce! I mam nielichą satysfakcje - nie dlatego że wygrałem z kimś, bo oni wszak nie ściągali się ze mną, nie mieli nawet świadomości że jakikolwiek wyścig trawa, musiałem pokonać czas, pogodę i okoliczności by zdążyć przed końcem roku, a przede wszystkim udowodnić samemu sobie iż jestem w stanie wymyślić i pokonać kolejny odcinek, zrobić kolejną "pętelkę", znaleźć następny obiekt do sfotografowania. 

Zapraszam Was do weryfikacji moich słów. Wejdźcie na Traseo  - wpiszcie beskidnick w wyszukiwarkę - znajdziecie wszystkie moje publiczne trasy i oceńcie sami. Jeśli ktoś znajdzie trasę która jego zdaniem będzie nieadekwatna, naciągana, lub nie warta zamieszczenia - to proszę o komentarz tam, lub na tym blogu - usunę lub wytłumaczę czemu koniecznie zasługuje na zamieszczenie.  

sobota, 2 grudnia 2017

Zajazd na Mikołajwice

Prawdę powiedziawszy, wcale a wcale tego wypadu nie planowałem. Była ochota, jeszcze z niepadającej jesieni skorzystać, ale planów jako takich konkretnych nie było. Za duży kierat. Nie wyrabiam z czasem - niby mam go sporo - ale strasznie poszatkowany. To zrób, tamto dostarcz, tych odwieź, owo ugotuj, siamto posprzątaj, a potem znów zwóź rodzinę w domowe pielesze. Między jednym a drugim koniecznym zajęciem czasu w sam raz tyle by wypić kawę, poczytać posty, otworzyć książkę - ale na rajd już czasu za mało.

Tego dnia akurat Miłosz miał być odebrany ciut wcześniej, a mi "zbywała" godzina, czyli miałem dwie godziny czasu, przed rozpoczęciem pracy. I wykorzystałem je.

  
Zobacz trasę w Traseo

Przebieg trasy rysowany z pamięci, bo  GPS odmówił współpracy. Sama trasa zaś, wyszła całkiem spontanicznie. Ot, podjechałem w jedno miejsce i okazało się że mam duuuużo czasu, potem w kolejne i tam miałem duuużo czasu, a potem w dwa następne i tam też miałem czasu duużo oraz dużo czasu, a jak się okazało że już mam mało czasu, to i tak nie miałem wyboru...

Więc o ile pierwszy etap, to lajcikowy rowerowy spacer, o tyle na końcówce był to wyścig z czasem okupiony na drugi dzień bólem kolan i niemożliwością wejścia na schody, choć krajoznawczo było warto.

TARNÓW 
 

 Dwustuletnia klasycystyczna kapliczka przy ulicy Krakowskiej. setki raz obok przejeżdżałem ale piszę dopiero teraz. Powstała z fundacji rodziny Wronów. Wewnątrz jest jeszcze starsza rzeżba Chrystusa - ale akurat była tam osoba która się modliła - nie uznałem za stosowne by jej przeszkadzać. Jak dożyję, będzie jeszcze sporo okazji by tam wejść i zdjęcia zrobić - zresztą, mam je gdzieś, ale mam też wściekły bałagan w archiwum i nie mogę znaleźć.    

Ogólnie traso wzdłuż Krakowskiej jest lekka - gdyby jeszcze nie tak potężny ruch samochodowy...
Ścieżka rowerowa (bardziej ścieżka niż rowerowa) daje namiastkę komfortu. W pewnym momencie jednak zostaje gwałtownie zakończona remontem, o którym NIKT nie uznał za stosowne powiadomić użytkowników ścieżki wcześniej. Za czasów prezydentury skazanego za korupcje w drogownictwie Ryszarda Ścigały, Tarnów od jakieś nikomu nieznanej organizacji otrzymał dyplom "Miasto Przyjazne Rowerzystom" wywołało to wtedy fale śmiechu i szydery - ale zarząd mógł się w mendiach wykazać - ta pogarda dla cyklistów trwa w Tarnowie nadal. Przekraczam Krakowska wykorzystując chwilową dziurę w sznurach aut - oczywiście nielegalnie (nie w miejscu wyznaczonym) licząc na interwencje policji (wcześniej udokumentowałem na zdjęciach stan oznaczenia), odmowe przyjęcia mandatu i koniec akcji w sądzie - gdzie mógł bym zaprosić prasę i zrobić legalną awanturę policji (bo to ich rzecz zadbać o prawidłowe oznaczenie) i władzom miasta (domagał bym się zawezwania przedstawiciela) a wszystko to kosztem stu złotych grzywny (którą musiał bym rzecz jasna zapłacić) więc sądzę że opłacalne.  
Niestety albo policjantów nie było - albo poznali po robieniu zdjęć że szykuję im podpuchę. 

No nic - co odwlecze nie uciecze!  

ZBYLITOWSKA GÓRA
 
Na umownej granicy Tarnowa i Zbylitowskiej Góry (administracyjnie inaczej to wygląda, ale w terenie można dostrzec różnicę) spotykamy Cmentarz Pierwszowojenny (właśnie skasowałem słowo "żołnierski" - bo sami twórcy tych cmentarzy wystrzegali się słowa soldatenfriedhof, zamiast niego konsekwentnie stosując kriegerfriedhof - różnica zdecydowana, cmentarz żółnierski, w języku polskim brzmi dostojnie, ale w niemieckim już nie koniecznie - co innego cmentarz wojowników, który znów w języku polskim brzmi pretensjonalnie ale w niemieckim dumnie) nr 199
Zatem mamy cmentarz z okresu okupacji Tarnowa przez żołnierzy Carskich (celowo nie pisze Rosjan, bo na tym skrawku ziemi, spotkać można i nazwiska polskie!), w tym czasie linia frontu zatrzymała się na Dunajcu - tam byli Austro Węgrzy tu Moskale  - łączyły ich trajektorie lecących pocisków...


Krzyż przed cmentarzem, nie należy do jego obrębu, tam dominują krzyże prawosławne - też zgoła stawiane za mundur, bo można spokojnie przyjąć iż wielu pochowanych tam było Katolikami - z drugiej strony... co za różnica dla poległego?
Bóg nie będzie patrzył na kształt krzyża. 

 
 Ostatnia tegoroczna ważka.

 Wzniesienie Zbylitowskiej Góry - bynajmniej nie kulminacja, ale stąd najlepiej widać... by było gdyby nie zamglenia, kotlinę Wojnicza. 

 Dunajec

SIERAKOWICE
 Maleńki cmentarzyk nr 216.

 I tak wszystko co o nim wiem pochodzi z tej tablicy, wiec nie ma sensu przepisywać.
Nie wiem jak polegli - czy w czasie zastoju frontu, czy podczas majowego szturmu. 
 
 Pokazywany już przeze mnie krzyż z łusek manlicherowskich. 
Mój kolega Maciej Stecz wykonuje prace artystyczne posługując się właśnie wykopanymi łuskami, odłamkami, elementami wyposażenia wojennego - wstrząsające dzieła. 
Zapytam może dostane pozwolenie na zamieszczenie kilku fotografii. 

TOPOLINA  
 Późno barokowa figura madonny z dzieciątkiem fundacji Adama Brettnera z 1852 roku. 

ZAKRZÓW

Ciekawy założony na planie koła cmentarz nr 284. 
Na krzyżu centralnym napis 
IM TOD
IST FRIEDE
co się przekłada
w śmierci
jest pokój

Akurat zaprzeczyć temu nie sposób...
 
 Miejsce niezwykłe samo w sobie, dostało szczególny anturaż w postaci przezroczystych ekranów akustycznych oddzielających je od bardzo ruchliwej trasy Tarnów - Kraków.
Dają jakąś namiastkę wyłączenia ze świata - widzimy ruch, ale słyszymy tylko delikatny pomruk, nie możemy dotknąć, poczuć - jedynie cienie z oddalenia - czy tak wygląda śmierć? 

 Kamienny krzyż przydrożny, niegdyś na rozstaju dróg, obecnie na uboczu.
Samotny strażnik poległych.
 
 Choć stojący tam ćwierć wieku ponad nim przyszli tu ci którzy pozostać mieli już na zawsze. 

Tu jeszcze miałem dużo czasu

MIKOŁAJOWICE

 lecz tu  przy kościele w Mikołajowicach już "na styk".
Ale tak ciekawego kościółka nie mogłem sobie darować.
W zasadzie nie samego kościoła - bo nowy, to co w nim może być ciekawego? 
Tylko otoczenia - bardzo niebanalnie rozwiązanego.



I w tym momencie zorientowałem się iż ja już WCALE NIE MAM CZASU!!! 
że będę jechał nieznanymi mi drogami, że nie znam skrótów i że muszę zdążyć. Nie ma już mowy o zdjęciach, nie ma mowy o zatrzymywaniu się, nie ma mowy o niczym poza ciśnięciem pedałów ... 
przepustkę odbijam minutę przed gwizdem syreny