sobota, 2 stycznia 2021

Korba mieli w Mielcu

 

Słoneczna niedziela, Korba jedzie do Mielca by pojeździć po tamtejszych lasach

W składzie Korby: Ela, Stach, Marek, Darek, Wiesiek, Jakub i ja. To nasza pierwsza wspólna z Mielcem akcja i w ogóle pierwszy rajd Korby w lasach mieleckich (Puszcza Sandomierska - jeśli ktoś woli) - jest okazja żeby się poznać. Zresztą obsada w ogóle jest liczna i mocna doświadczeniem.

Odwrócony Chrystus! To jeden z sygnałów rozpoznawczych Powstańców Styczniowych. Krzyże te i symbolika, są całkiem nieźle opisane na terenie Świętokrzyskiego, ale jak dotąd nie spotkałem ani jednej wzmianki o ich obecności na terenie Mieleczczyzny! 

Jak widać całkiem licznie... ślicznie! A za mną jeszcze spory peletonik ludzi z dziećmi i staruszków!
Jedna z kapliczek przydrożnych

Bartosz - Aneczka - ja - Darek.
przy tej kapliczce, czekając aż dociągnie reszta jadących, postawiamy urwać się w możliwie krótkim czasie. Nie żeby nam nie pasowało towarzystwo - pasuje wyśmienicie, super ludzie, ale przy tak licznej grupie, siłą rzeczy połowę czasu marnuje się czekając na innych - czy to aby przyjechali, lub aby... pozwolili przejechać.

Decyzja zapada - odłączamy się przy pałacu w Hucie Komorowskiej - Muzeum Kardynałą Adama Kozłowieckiego. Oni zresztą zostają tam na ognisku, a my nawet się nie zmachaliśmy aby mieć po czym odpoczywać. Pytanie tylko gdzie jedziemy?! Wybieramy opcję... przed siebie! Jedziemy i w trakcie jazdy, może komuś coś do głowy przyjdzie fajnego. I wiecie co?
Zawsze przychodzi!



Karczma Jorgula - nie staniemy tu na popas - jest niedziela, luda niesamowita ilość - a stać i czekać aż nam się coś zwolni? Nie, to nie w stylu Korby! Ani Ani...

Choć wystrój ciekawy i klimatyczny...

Nawet nam się u tego Jurgula podoba... no ale trudno.

Jedziemy w głąb Nowej Dęby, Marek dynamicznie walczy ze smartfonem po czym... znajduje rozwiązanie zastępcze! I jak Go nie cenić?  

Marka zdrowie!

Marek znalazł nam fajny lokalik w stylu Country & Western

Piwo mają - Pizze mają - Taras mają - na co nam taras? A to proste - bo jak jest taras to łatwiej jest pilnować rowery, niż jak się siedzi wewnątrz!

A potem wracamy... jazda super - szybko, dynamicznie - odpuszczamy sobie lasy, bo Marek jest na szosie (chłopak dawał z siebie wszystko na piachach w Puszczy Sandomierskiej - naprawdę byliśmy pełni uznania dla jego hartu!). I wiecie co się dzieje? Właśnie Marek łapie gumę! Niby nic, banał rowerowego szlaku. Każdemu zdarzają się gumy, jednym jedna, innym kilka w ciągu sezonu, to zależy od kilometrażu - nasz korbowy kilometraż to jakieś 10 tysięcy km na głowę rocznie... Ma się sprzęt kiedy zużywać, a gumy kiedy łapać... Problem w tym że czterech chłopa nie daje rady zdjąć opony! łyżki pękają albo się gną a stalowych nikt nie ma! Ale wiecie! Korba nigdy ne pęka. Marek, Wiesiek i Kuba zostają, razem z nimi Bartosz jako "tubylec" (zawsze się może przydać) - reszta jedzie po samochody - mamy dwa wozy z bagażnikami na rowery Stacha (pięć) i mój (dwa - w teorii trzy) - czyli musimy jechać obaj bo potem i tak nie zabralibyśmy się na jeden wóz. Razem z nami jadą dziewczyny i Darek. Już nie bawimy się w zwiedzanie - tylko mocno ciśniemy by jak najszybciej wrócić do Mielca a potem zabrać resztę chłopaków. W pewnym momencie rozdzielamy się, Ania proponuje inna drogę - Dziewczyna zna teren świetnie i faktycznie omijając główną arterie kierunku Tarnobrzega jesteśmy praktycznie o tej samej porze co reszta ekipy. Szybko ładujemy nasze rowery na samochody, czule żegnamy się z Anią i... wracamy po Marka! Jako że teoretycznie znam teren najlepiej, jadę jako drugi ;)! Bo Stacha prowadzi Darek który w Mielcu kilka lat pracował!
Jedziemy wprost na miejsce gdzie chłopaków zostawiliśmy - tyle że oni wiedzeni przez Bartosza i słusznie zmienili miejsce pobytu na okolice remizy strażackiej. W obliczu zbliżającego się zmierzchu, ma to naprawdę duże znaczenie! Stanie przy drodze, nawet mało uczęszczanej to nie jest najlepszy pomysł. Tyle że my o tym nie wiemy i... Stachu mija ich w pełnym biegu, ale ja jadać z tyłu mam więcej czasu by się przyjrzeć. Migam mu światłami, trąbię klaksonem ale gdzie tam... dzwonimy do  niego... nie odbiera - prowadzi, dzwonimy do Eli - nie odbiera, nawiguje - do Darka nikt nie ma numeru... No nic - zorientują się że chłopaków nie ma na miejscu, to sami zadzwonią, w międzyczasie mocuję rower Marka do bagażnika i my już gotowi do powrotu jesteśmy. Za chwilę podjeżdża Stach i reszta Korby okrętuje się na jego karawan (jak go Ela pieszczotliwie nazywa) 

W między czasie słońce już zaszło.

Bartosz rezygnuje z podwózki - siada na rower i wraca do Mielca, a my wracamy do Tarnowa.

Ps. Myśleliście że się Wam upiecze bez mapki? Doprawdy...
;)


9 komentarzy:

  1. Za staruszków dała bym po uszach. Mapy kocham w każdej postaci. Super że zawitaliście do Mielca, po sąsiedzku. Mielczanie lubią Tarnów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie któraś z kolei mielecka wycieczka. dla Korby jako całości pierwsza.

      Usuń
  2. Jak zwykle na rowerze i w trasie. Piękna okolica.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak - niby kocham moje Pogórza i Beskidy ale te mieleckie lasy i wydmy są bardzo malownicze.

      Usuń
  3. Witaj Macieju.
    Jak zwykle będzie ciekwa trasa dla rowerzystów.
    Szkoda, że nie znam tych okolic.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, narobiło się komplikacji... Najważniejsze, ze wszystko się w końcu rozsupłało. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę dużo Was było, nie dziwię się, że później się odłączyliście.
    Zapytam z czystej ciekawości, ile kilometrów przepedałowałeś w 2020 roku? Bo mam wrażenie, że każdą wolną chwilę wykorzystywałeś na rower.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie jest jeździć w towarzystwie, ale niezbyt licznym. Każdy ma inne potrzeby, tempo i możliwości, więc nie dziwi fakt że odłączyliście się od grupy. Najważniejsze, że wycieczka się udała mimo pewnych zawirowań. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń