piątek, 9 lutego 2018

Szlifowanie formy - z buta do pracy

W zasadzie to już nie muszę do formy wracać, bo wróciłem... choć jeszcze co nieco zostało do poprawy. z drugiej strony forma sama się nie utrzyma więc, może zmienię tytuł na szlifowanie formy? Tak właśnie zrobię... (klik klak klok i tytuł zmieniony).


Jak to jest iść do pracy piechotą? Fajnie... gdy się nie musi. Pamiętam opowiadania mojego Dziadka który chodził do pracy na Azoty za okupacji aż z Łowczówka - głównie wałami Białe - bo najkrócej, Pamiętam co mówiła babcia mojej Marzenki o swoim Tacie - który chodził tamże tyle że z Woli Rzędzińskiej - każdorazowo, codziennie dwadzieścia (prawie) km w jedną stronę!  Robi wrażenie? Więc jak tu chwalić się swoją niecałą dychą i to raz na jakiś czas? Z drugiej strony oni nie mieli wyboru! Czasy były takie a nie inne, ja wybór mam, mogę jechać autobusem, mogę swoim samochodem, mogę zadzwonić po kolegów i "zwiną" mnie po drodze. Co wartościowsze wymuszone marsze, czy marsz dla samej przyjemności z marszu? Czy to w ogóle trzeba wartościować?

Idę bo chcę, bo to lubię, bo podnosi mi to endorfiny, daje przyjemne zmęczenie nóg (tak potrzebne w pracy przy baterii monitorów komputerowych). Idę bo kto idzie ten żyje.


Zobacz trasę w Traseo


Trasa jak zwykle opłotkami, lumpenokolicami, błociarem, wałami... no tak jak lubię - chyba jestem mizantropem, skoro tak zdecydowanie i obsesyjnie unikam miejsc gdzie są inni przedstawiciele Homo sapiens?

Mam zresztą już w planach kolejną jeszcze bardziej "dziką". Zobaczymy jak się uda jutro?

Zdjęcia są te same co na Traseo - nie robiłem innych. Przy tych warunkach świetlnych i tak by nic ładnego nie wyszło, przy moich umiejętnościach i sprzęcie o czymś choćby zbliżonym do poziomu Gotkiewiczów czy Maziarskiego nie ma co marzyć, więc po co dźwigać dodatkową masę aparatu, skoro można na to miejsce potachać coś pożytecznego (jakiś konarek do kominka, lub... śmieci na wysypisko)?


 Wątok okolice Dworca PKP

 Teżsame okolice, tyle że z sarenką kryjąca się w trawie

 Klasyczna chata pogórzańska, z bali, szalowana od zewnątrz deskami, od środka tynkowana zaprawą wapienną, uszczelniana słomą. Niegdyś było ich mnóstwo, do dziś zostały niedobitki - jak na razie jeszcze w skansenach nie widziałem. 
 Wieża ciśnień przy dworcu - pisałem już o niej
 
 Tarnowski dworzec, od południa.

 A to ul. Monopolowa - jak nienawidzę monopoli wszelakich, to jednak słowo to kojarzy mi się jednoznacznie... ach jak ja doceniam tych co we własnym zakresie ów monopol łamią!

Wszak nie o bimbrownikach i przemytnikach chciałem pisać, a o siedzibie Watahy - najgłośniejszego klubu w Tarnowie ;-).
Ludzie w watasze super - zawsze dają oprawę uroczystościom patriotycznym!
   
 Ul Warsdztatowa - "panie tam nie ma przejścia" ... ile razy słyszałem już te naiwne wezwania, do zaprzestania mojego marszu - doprawdy niepoważne! Ja nie przejdę? ...
Przeszedłem! 

 Woda tu cokolwiek żelazista ;-) 
Ciekawe czy to efekt warunków hyudrogeologicznych, czy może spoczywającego tu od ponad su lat żelastwa?
Dawno dawno temu, gdy powstawały Warsztaty Kolejowe w Tarnowie - obecnie Zakłady Mechaniczne, zauważono iż kadra techniczna to ludzie o których trzeba dbać. Prostego "fizola" można zwerbować na byle wiosce, inżynier sobie dojedzie dorożką czy automobilem, ale techników trzeba mieć na miejscu, bo to oni znają odpowiedzi na trzy najprostsze pytania co, jak i kiedy (co się zepsuło, jak to naprawić, kiedy będzie sprawne)? 
Prócz nich, byli jeszcze pracownicy nastawni kolejowych. Specjalnie dla tych ludzi powstało Osiedle Kolejowe, dziś już mało czytelne, ale kiedyś obiekt westchnień. Nowoczesne (na swoje czasy) szeregowce, z ogródkami, z wodą bieżącą, bardzo estetycznie wykonane z klimatem. 
Czasami mi przykro że w rejestr zabytków wpisano Nikiszowiec, ale "zapomniano" o takich osiedlach, czyżby dlatego ze Nikiszowiec z cegły, a tu z drewna? 
 
A to już całkiem współczesna próba rekultywacji pobojowiska jakie po sobie zostawił remont magistrali kolejowej. Osobiście nie cierpię opon, te wszystkie "łabędzie" ogrodowe wykonane z nich budzą u mnie głęboki i wewnętrzny skręt kiszek, te gazony, te oponowe place zabaw... koszmar minionych PRLowskich lat...dziś powraca! 
Tu widać ktoś dołożył starań, serca... zabrakło mu talentu, ale tego zabraknąć musiało - pewnie nawet geniusze miary Warhoła musieli by paść na twarz przed tak niewdzięcznym tworzywem jak opona. 
 
Kolejny raz bunkierek kolejowy.

I podmoście...

I Biała - wygładzona, wyrównana - a jeszcze kilka lat temu było tu malownicze kamienisko.
Pamiętam jak wialiśmy z "grandy" (pasożytowanie na ogródkach działkowych - wyjadanie malin, porzeczek, jabłek itp) tędy na rowerach z kolegami, wszyscy przez stary most kolejowy, a jeden z rowerem w bród... i się mu rower utopił. Nawet działkowcy którzy nas gonili, zaprzestali pościgu i patrzyli na sirotę w nurtach Białej, rozpaczliwie usiłującego  wydobyć "maszynę" spomiędzy kamorów zalegających dno...
Po jakimś czasie poszli, myśmy wrócili i wspólnymi siłami rower wydarli, al;e legenda tego zdarzenia trwa pośród starych wyjadaczy już prawie 40 lat. 
  
A na "Azotach" w najlepsze trwa "produkcja chmur"... ;-)

Kryty basen, ale przechodzę obok.

Hotel "Cristal Park" - szumna nazwa... ktoś się "Dynastii" naoglądał?
To dawny hotel robotniczy - a o pijackich festiwalach i maratonach na jego terenie, to już nawet nie legendy - to całe mitologie powstały.

I park w Mościcach z plenerową wystawą rzeźby - że to niby ludzie będą sobie po pracy spacerować, napawać się sztuką i poprzez to napawanie przenosić się w wyższe poziomy człowieczeństwa...
Tyle ze jest monitoring i lumpenkoneserzy (sztuki rzecz jasna - bo chyba nie sądzicie że taniego wina?) sobie poszli gdzie indziej, wiec już nikt nie nagabuje by przystąpić do spółki zOO.

A potem jeszcze tylko kilometr Chemiczną i jak zwykle tłumaczenie znajomym, że oto idę bo chcę, i nie liczę na podwózkę, gdyż czasu mam dość, a zmęczenia nie.

Na dziś tyle, Młodzi mi się pochorowali, na Styr jak na razie wiec się nie wybieram - może się uda dziś kolejna trasa piesza do pracy, także totalnym zadupiem - zobaczymy.

41 komentarzy:

  1. No to żeś we formie, jak mawiają niektórzy :) :) :) A okolica rzeczywiście "lumpen", chociaż ta sarenka ratuje trasę... Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak tych drastycznych detali nie pokazuję.
    To by dopoero było lumpen ;)
    Znacznie więcej obserwacji niż zdjęć, kaczki, bazanty, lisy, sarny, drozdy, kosy, dzięcioly, grubodzioby, sikory, kowaliki (to w zasadzie tez dzięcioly) et caetera. Tyle ze zdjęć temu się phabletem zrobic nie da.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też uwielbiam sama,czego nikt nie rozumie, i też pieszo. Ludzie próbują mnie koniecznie załadować do autobusu albo podwozić, bo to daleko (np. ze starówki w Lublinie do Głuska). Zadupia są genialne, bo prawdziwe i nieodkryte.
    Osiedle Kolejowe piękne i na pewno zasługuje na wpis do rejestru zabytków. Chaty też powinny być objęte ochroną.
    A propos komentarza do Włodawy - nie mam tego na blogu,nie wiem, dlaczego. Tylko info na mailu.Nie mogę odpowiedzieć :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Zadupia są genjalne!
      Coś ostatnio Google mają chyba kłopoty, pewnie po masowych przenosinach blogów z innych platform. A może mają kaca po sukcesie Elona Muska i jego super rakiety? ;)
      Nie ma sprawy, spróbuję zamieścić jeszcze raz.

      Usuń
  4. Sarenka i tak się nie schowała - widać ją!
    Największa jednak zagadką jest dla mnie sposób, w jaki wsadzono drzewko w oponę. Z góry ja przewlekali, czy jak? Ile to się człowiek musi namęczyć, żeby taki cud ogrodowego szaleństwa wykonać...
    A do tego parku z rzeźbami to bym się chętnie wybrała. Nawet bez wina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ona się kryła od drugiej strony, od Wątoku wszak atak jej nie groził. Miejskie psy rozpanoszone,dobrowolnie do zimnej wody nie wejdą ;)
      Nawet nie sprawdzałem, ale pewnie przecięta, lub założona kiedy drzewko było jeszcze małe.

      Jasne w Mościcach jest sporo ciekawostek, ten park dwa palacyki prezydencki i "kasyno", osiedle dworków dyrektorskich, modernistyczny dworzec PKP, rzeźba Sasnala, " małe Sydnej" czyli Dom Kultury, osiedle mieszkaniowe zwane DDErówkiem... Zapraszam.

      Usuń
    2. No - mnóstwo ciekawostek. Czuję się nie tylko zaproszona, ale wręcz zachęcona.

      Usuń
  5. Maćku, do wiosny jeszcze miesiąc a Ty już masz taką kondycję. Dobry Jesteś!!!!Osiedle Kolejowe jest piękne. Może ktoś zabierze się za sprawę i umieści go w rejestrze zabytków. Ten domek z bali jest uroczy. uwielbiam architekturę drewnianą. Sarenkę też wypatrzyłam za dużym drzewem.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się trzymać kondycję zawsze, ale czasami grypa mnie zmognie i potem trzeba wracać do formy.
      Na tych domkach nikomumnie zależy, niszczeją z roku na rok.

      Usuń
  6. trzeba mieć więcej niż jedną trasę, bo szybko się znudzi - wiem coś o tym, bo dreptałem parę lat i oczom chciało się odmiany - przy trzech różnych drogach monotonii już nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Ja mam tych tras w najróżniejszych konfiguracjach kilkadziesiąt, w zależności od pory roku, czasu iminnych zobowiązań.

      Usuń
  7. To prawda, że jak człowiek chce gdzieś dojść to "nie ma mocnhych" - i tak dojdzie.
    A kiedyś to faktycznie ludzie kilometry pokonywali do pracy i z powrotem.
    A kondycji gratuluję.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli "chcieć to móc" trąci "disnejizmem", to jednak jest w tym dużo prawdy.

      Usuń
  8. Rzeczywiście lubisz się szwendać; i zawsze coś ciekawego znajdziesz.
    Tyle tu małych i dużych obiektów godnych pokazania ")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj lubię lubię...
      A świat jest ciekawy sam w sobie, nie tylko tam gdzie są "atrakcje".

      Usuń
  9. To w "zgniłym kapitalizmie" tak dbano o techników? Chyba lepiej jak dzisiaj. Całkiem przyjemne domki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, a w zasadzie nawet w CK monarchii, bo tam ich początek.

      Usuń
  10. Przypomniały mi się opowieści mojego dziadka ze strony mamy. Jego ojciec mieszkał na wsi za Tuszynem pod Łodzią i do pracy też miał ok. 20 km. w jedną stronę. Oczywiście szedł pieszo, ale ... boso! Obojętnie, czy lato, czy zima, setki takich jak on wychodziły z domów ok. 2-3 w nocy i z butami na ramieniu (związanymi sznurówkami) spieszyły do pracy. Dopiero tuż przed wejściem do fabryki robotnicy zakładali buty. Bo buty powinny wystarczyć na całe życie! A bywało tak, że i przechodziły z ojca na syna. To był przełom XIX i XX wieku, więc buty dla chłopa to był luksus.
    Podobnie było z komunikacją miejską. Tramwaje były drogie, więc w ok. godzin rozpoczynania i kończenia pracy dziesiątki tysięcy bosonogich ludzi maszerowały ulicami, gdy nie udawało się przejechać na zderzaku lub dachu tramwaju! A więc co tam te Twoje 20 km. ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Był kiedyś taki rysunek Raczkowskiego o drodze do szkoły. I Twój nie odbiega od niego, ani o milimetr. W młodości zdarzało mi często wysiadać na tzw. krzyżówce i śmigać do domu 3 km. Tyle tylko, że to był wygodny koci łeb, a nie takie wertepy, jak z książek Niziurskiego :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja całe liceum mialem do szkoły "pod górkę" dosłownie, i często tę okoloczność w rozmowach z nauczycielami przywoływałem ;)

      A szlajaczkę po takich zakazanych miejscach, to sam nie wiem po kim odziedziczyłem... pewnikim w poprzednim zyciu jak już pisalem musiałem być żulem ;)

      Usuń
    2. Ty miałeś pod górkę, a ja miałem zimy stulecia bez możliwości dostania się do szkoły, bo PKS do dziur nie jeździł. Miesiąc ferii zimowych! Ech! To były czasy!

      Usuń
  12. Chata, klasyczna węgłowa. Żadnego szalunku tam nie ma, czysty bal. W środku? Co się położy: kiedyś papier, potem pilśnia, lub gips, boazeria. Papier pełnił rolę dekoracyjna i zatrzymywał wiatr. Powszechnie kładziono zagatę, do wysokości okien: z liści i co, kto miał. Drugi rodzaj takich budynków, to "w słupy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas gacono słomą a na wierzch wapno.

      Usuń
    2. Na stałe, czy sezonowo. Bo widziałem stałe ocieplenia słomiane: strzecha, tyle, że na ścianie.

      Te dwa sposoby budowania z bala, różniły się finezją łączenia: w słupy na "freza", a na zrąb, to węgłowe, czyli na zakład + kołki. W tych pierwszych pewnie kołki takze występowały - ale nie wiem, bo nie rozbierałem takich.

      Usuń
    3. Na stałe. Od środka mata słomiana a na to narzucony tynk wapienny. Od zewnątrz słoma wciskanamw szczeliny, a całość szalowana drewnianymi listwami kladzionymi pionowo na styk. Wewnątrz mozna było zagrzać przysłowiową świeczką, a sciany oddychały i robactwo się w nich nie lęgło.
      Niekiedy dzieci wylizywały to wapno ze ścian podczas niedoborów w żywieniu (to pamiętam osobiście, choć sam nie wylizywałem - ale za to pochlaniałem ogromne ilości marchwi z pól bez jej mycia - pewbie tez ta ziemia była mi potrzebna).

      Usuń
  13. Oj jak ja Cię dobrze rozumiem z tym chodzeniem. Też tak mam. Własne nogi to dla mnie chyba najlepszy środek lokomocji i pomimo tego że może nie najszybszy to najtańszy i najprzyjemniejszy. Nawet taki zwykły ( w sensie, że bez aparatu i większego skupiania się na otoczeniu ) marsz przed siebie faje mi dużo radości i w zależności od potrzeb:
    -uspokoja
    -dodaje energii
    -relaksuje
    a własne miarowe kroki są najlepszą mantrą.
    Szerokich dróg i ścieżek zatem. Tobie i sobie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Podziwiam. Daleka trasa, szybkie tempo i jeszcze przy okazji zdjęcia. Jak Ty to robisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na styk ;)
      A tak bardziej serio, to na tym polega szlifowanie formy.
      Przez dziesięś kilometrów utrzmam takie tempo, przez dwadzieścia juz nie, ale i tak idę szybciej niz przeciętna... W rezultacie staję się "postacią legendarną" (pośród tych z którymi prowadzilem wycieczki) bo tam gdzie inni "gotowali" na szlaku, ja jeszcze prowadziłem narrację i kursowalem od przodu do tyłu stawki.

      Usuń
  15. Mój Drogi! Jestem Ci wdzięczny za pokazywanie Tarnowa z obrzeży i mam taką nadzieję, że jak tam się kiedyś pojawię, to bezbłędnie przejdę Twoimi ścieżkami. A specjalne słowa uznania za to, że ja nie przejdę? Przejdę! Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieloma z tych które pokazuję, już wkrótce przejść się nie da, bo np. staną tam ekrany kolejowe, albo ogrodzenie. Inna sprawa że wtedy poszukam kolejnych scieżek.
      Jednak przyjazd do Tarnowa szkoda marnować na takie zadupia. Lepiej zobaczyc tę wartośceiowszą stronę mojego miasta - rzecz jasna nastręczam się jako przewodnik ;)

      Usuń
  16. Też lubie chodzić-choć do pracy to raczej by mi się nie chciało-daleko nie jest po skrótach.ale jak w niedalekiej przyszłości zrobią ścieżkę rowerową to będę rowerkiem smigać no prócz zimy chyba,że siorka znajdzie gdzie indziej prace to nie będzie wyboru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc mi też się nie chce ;) tylko że ta siła która mnie na szlak wygania, jest nie do przezwyciężenia ;)
      Ile masz do pracy?

      Usuń
  17. 18 lat mieszkałam w Nowym Sączu, więc tak jakby za miedzą... Będę tu częstym gościem, bo czasem się tęskni i za Sączem, i za Tarnowem, i za Krakowem, a przede wszystkim za górami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj - zapawzam często, coś na pewno dla siebie znajdziesz.

      Usuń
  18. Ostatnio czytam różne pamiętniki rodzinne i zadziwia mnie po ile kilometrów ludzie chodzili. 20 to dla niektórych była normalka... Świat się zmienił
    Jak miałem stałą robotę też chodziłem, tylko iść głównymi ulicami miasta, to takie sobie, dlatego potem przesiadłem się na rower...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inne czasy. Że nie było komunikacji to jedno, ale druga sprawa to czas, teraz nam go brakuje, bo żyjemymw straszliwym chaosie. Jeszcze kilka dziesiątek lat temu, mężczyzna mógł chodzić do i z pracy 20 i więcej kilometrów, bo w domu czekał na niego posiłek, oporządzone obejście, zadbane dzieciaki. Dziś trzeba jechać, przywieźć dzieci ze szkoły (przedszkola), zrobić zakupy, ugotować albo kupić gotowca... Nie ma szans na chodzenie bo każda minuta cenna.
      Inna sprawa że chodzenie zwlaszcza zimą takze silnie eksploatuje organizm. Mój dziadek czy ja mamy to w genach i nam takie marsze wręcz pomagają (dziadek znaczy w czasie przeszłym) ale znam sporo ludzi którzy zimowe codzienne chodzenie przepłacili zdrowiem.

      Usuń
  19. Jak niekiedy byłam zmuszona wracać 5km pieszo ze szkoły do domu, to odechciewało mi się wszystkiego. Ale chodzenie samo w sobie lubię, tylko, że trzeba mieć na nie ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ostatnio zgubiliśmy klucze, postanowiliśmy dorobić je z pomocą Fortex (http://www.serwis-zamkow.pl/). Było warto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę cenzury ale spamu też! Kolejne wpisy tego typu będę bezwzględnie kasował.

      Usuń