poniedziałek, 16 października 2017

Wzajemne relacje - czyli my u nich, oni u nas.

Padła nie tak dawno propozycja bym napisał na ten temat kilka słów. W sumie temat prosty, ale... tylko pozornie. Przyznam że sprawił mi sporo kłopotu, chciałem go ując tak aby był uczciwy a jednocześnie nie dawał nikomu pretekstu by nazwać mnie "ksenofobem".

Bo turysta jest zawsze gościem, gościem w cudzym domu, mile widzianym o ile tylko nie wychodzi z roli turysty. I tak jak gość dla którego przygotowano salon i sypialnię nie powinien zaglądać do piwnicy czy kuchni, tak samo turysta ma miejsca dla siebie przygotowane (ośrodki i atrakcje) i w żadnym kraju nie jest mile widziane zaglądanie turysty do dzielnic mieszkalnych czy dzielnic biedy.

 


 

W Berlinie w dzielnicy mieszkalnej stale towarzyszyły nam ukryte za firankami oczy mieszkańców, a w kwartałach zamieszkiwanych przez Turków wręcz niechęć wywołana naszą bliskością - co zresztą miałem w d... tak samo jak oburzone spojrzenia pary blond homoseksualistów w Wiedniu którzy uznali iż nasze trzymanie się za ręce, jest w jakiś sposób prowokacyjne wobec nich.

W przypadku Polski, Niemiec, Białorusi czy Ukrainy lub Francji pojawia się czynnik dodatkowy.

Nie odkryję zapewne przed nikim Ameryki, gdy wspomnę iż terytorium naszego kraju jest jakie jest bynajmniej nie z naszej woli, a nawet i bez naszej zgody. Nie trzeba być nacjonalistą czy rewizjonistą by mieć świadomość, że ogromne połacie terytoriów naszych sąsiadów były kiedyś terenami polskimi, a sporo kawałków Polski należało do Niemiec.

 Zatem jedziemy za granicę i... trafiamy np. do Wilna, Mińska czy Lwowa.

  

Paręnaście lat temu grupa harcerzy polskich przemaszerowała w zwartej kolumnie, z chorągwią i w mundurach tudzież że śpiewem przez jakieś miasto na Białorusi... piękna patriotyczna akcja. Wyobraźcie sobie teraz przemarsz skautów niemieckich w mundurach - które od mundurów hitlerjugend dadzą się odróżnić głównie po braku stosownej symboliki, ze swoimi chorągwiami i swoim śpiewem przez ulice Wrocławia, albo taka samą akcje np. w Alzacji...

No więc jedziemy i... raczej nie spotkamy się z niechęcią, zresztą tak samo jak Niemcy przemierzający Warmię w autokarach turystycznych, przypływający tam statkami wycieczkowymi, urządzający tam wielodniowe rajdy rowerowe. Możemy spacerować, robić zdjęcia, pić piwo.



Wiecie że w Berlinie, nie ma zbyt wielu miejsc w których można się zwyczajnie wysikać?! Niby "stolica czystości" a w stosunku do takiego Rzymu, Wiednia czy Lwowa daleko w tyle. Ale ma to swój sens. Turysta napity piwem najedzony wurstem siłą rzeczy nie będzie się oddalał od miejsc dla niego przeznaczonych gdzie publiczne szalety są obecne, z rzadka ale są.



Ale już nie powinniśmy szukać pamiątek po przodkach, komentować zastanego stanu (zwłaszcza negatywnie, na zasadzie "za Polski, to tu był salon a teraz jest chlew"), robić zdjęcia obiektom prywatnym (np. uboższym niż w Polsce samochodom). Pokazywać swojej wyższości, ostentacyjnie razić w oczy większą zawartością portfela.


Dawno temu byliśmy z Marzenką w Darłowie, jeszcze lata przez wejściem Polski do Unii. Nawet lata przed pojawianiem się "ojro", postanowiliśmy już na odjezdnym kupić wędzone ryby, akurat w tej samej wędzarni zaopatrywało się stadko Niemców. Sprzedawca wyraźnie nas ignorował, już miałem wszcząć awanturę, ale Niemcy zostali obsłużeni i sobie poszli, a kasjer widząc co się dzieje, natychmiast przyskoczył do mnie z wyjaśnieniami - "bo widzi Pan, od Pana za rybę wezmę dwa złote a od Niemca dwie marki, oni głupi nie są i od razu by się domyślili że przepłacają... a żyć za coś trzeba...".

Reasumując. Jesteśmy gośćmi u nich w domach, czy nam się to podoba czy nie, musimy uznawać ich zwyczaje i ich prawa. Nie wolno podważać przynależności państwowej odwiedzanych przez nas terenów.   Mamy też prawo tego samego domagać się od innych, tych którzy goszczą w naszym domu.


W Wilnie nawet nie mieliśmy okazji złamać tej zasady bo pobyt był tak zorganizowany byśmy ani na moment nie wyszli poza strefę przygotowaną dla turystów, gdzie... było jak w Polsce. Z drugiej strony przewodniczka nie kryła słów goryczy pod adresem polityki narodowościowej władz litewskich, stale narzekała też na drożyznę wywołaną wprowadzeniem Euro. Oczywiście nie mogliśmy tego zweryfikować i nie wiemy czy było to sentymentalne zagrywanie pod oczekiwania Polaków czyli nas biorących udział w wyjeździe, czy może była to jednak szczera prawda?   

 

12 komentarzy:

  1. Przyznaję. Temat trudny. Gratulacje, wyszedłeś obronną ręką. Obecnie nie jeżdżę do krajów muzułmańskich. Wcześniej, nigdy nie zapominałam że jesteś gościem w ich kraju. Nie prowokowałam krótkimi spodenkami dużymi dekoltami. A w Niemczech? Wiem, że nikt nie lubi zaglądania do okien, wścibstwa. Niemcy są uczuleni na tym punkcie dlatego zawsze pytałam właściciela czy mogę zrobić zdjęcie otoczenia domu bo jestem nim zachwycona. Za każdym razem pojawiał się uśmiech, zgoda na zrobienie zdjęć a nawet kilka razy zaproszenie na werandę na kawę. W Holandii, Belgii czy w Niemczech nigdy nie wchodzę do muzułmańskich dzielnic. Co do Wilna, Litwy i Ukrainy mam niemiłe wspomnienia. Nie wiem czy jeszcze kiedyś moja noga postanie w tych krajach.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze to ująłeś - jesteśmy gośćmi. Oni też są gośćmi u nas. Gościom należny się szacunek ze strony gospodarzy i odwrotnie. Czyli stosunki wzajemne oparte na prawdziwym szacunku powinny być bezproblemowe.
    W praktyce nie zawsze tak jest.
    Jedną z barier jest język. A raczej jego nieznajomość. Czy po wschodniej, czy zachodniej stronie naszej granicy zawsze spotykałam się z serdecznym traktowaniem, ilekroć zwracałam się do kogoś w jego języku.
    Niestety, nie znam czeskiego i na południu czuję się mocno niekomfortowo, chociaż wiem, że mnie rozumieją i ja ich rozumiem, ale mam wyrażenie, że to ja ich nie szanuję, bo nie umiem się wypowiedzieć tak, jak bym chciała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteśmy gośćmi u nich w domach i powinniśmy uznawać ich zwyczaje. Mamy też prawo tego domagać się od innych, od tych którzy goszczą w naszym domu.
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przede wszystkim chodzilo mi o nakreslenie relacji turysta/mieszkaniec na terenach które zmienily swoją przynależność państwową po IIWojnie Światowej.
    Bo wiadomo jadę do Hurghjady,zachowuję się jak turysta,jestem turystą i nie ma sprawy.
    Ale Polak szperajacy w Wilnie czy we Lwowie, Niemiec gdzies na Warmii czy we Wrocławiu, Ukrainiec w Bieszczadach... To zupelnie inna historia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Historia tej części Europy była tak pogmatwana, że żaden Herkules, a ni Aleksander Wielki tego nie rozplączą. Pewnie jeszcze przez lata. Jest to trudne, bo czasami naprawdę nie wiadomo, jak się zachować. Chociaż muszę przyznać, że na Litwie, Białorusi czy Ukrainie nie spotkały mnie żadne p[roblematyczne sytuacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hegemonie - mnie też nie, ale ja nigdy nie wychodzę poza rolę turysta, wędrowiec. Nigdy nie pozwalam sobie na to by ktokolwiek mógł odnieśc wrazenie iz jest to dla mnie "podróż sentymentalna" czy coś w ten deseń.
      Zawszem ma flagę lub godło na plecaku, ale nigdy nie mam mapy z "prawidłowym" wykreśleniem granic. I... Tego samego oczekuję od Niemców czy Ukraińców.
      Domagam się by szanowano i odnawiano cmentarze łemkowskie, ukraińskie czy niemieckie (zwłaszcza te zwiazane z II wojną) ale nie zgadzam się na pomniki UPA, Wehrmachtu, Armii Czerwonej itp.

      A jeśli mnie draznią Niemcy na Warmii wskazujący ostentacyjnie na "pruskie" (juz prędzej prusackie) dziedzictwo, to pewnie na Ukrainie równie drazniące jest wytykanie im dziedzictwa polskiego. Nieco inaczej jest na Litwie, bo tam odzegnują się nie tyle od "polski panów" co od wspólnej historii, a to mi się wydaje co najmniej głupie, ale... ich kraj ich sprawa.

      Usuń
  6. Masz dokładnie to samo podejście, co ja. Na Warmii mam mieszkanie w poniemieckiej kamienicy, sporo moich kumpli, to Ukraińcy, których rodzice są z Akcji Wisła, każdego roku stykam się z niemieckimi wycieczkami, na Białorusi jest wieś Gotkiewicze, a ja mam to wszystko gdzieś i ponownie planuję wyjazd nad Biebrzę:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie zawsze ważniejsza była wspólnota miejsca (czasami pokrywa się ze wspólnotą etniczną, ale nie zawsze) niż narodu. Ponadto jako wierny poddany Najjaśniejszego Pana Cesarza Austrii i Króla Węgier mam ogromnie marne (tak wiem że oksymoron ale jak brzmi!) zaufanie do kwestii etnicznych.
      Ci Twoi koledzy Ukraińcy to stali się Ukraińcami dopiero teraz, w tym pokoleniu, ich dziadowie i rodzice byli Łemkami - i jako Łemków ich wysiedlono - Ukraińcy (ci którzy deklarowali taką narodowość) powędrowali na wschód do kołchozów. To że teraz odżywają reminiscencje "ukraińskie" uważam za ogromnie niebezpieczne.

      Usuń
    2. Tak właśnie mają Niemcy, dla których Heimat ważniejszy jest od Vaterlandu. Ja jednak jestem tak skundlony, że sam nie wiem, z którym miejscem powinienem się identyfikować.

      Usuń
    3. Tego się nie wie - to się czuje. Dla mnie takim miejscem jest Galicja a jeszcze szerzej Małopolska ale w ujęciu historycznym, czyli na północ aż po Kazimierz Dolny i z całą Lubelszczyzną. Rzecz jasna jak piszę Galicja to na myśli mam także cały Spisz i Karpaty wschodnie, aż po Lwów. Tyle że jak dyskusja schodzi na przynależność państwową, to głośno twierdze iż ziemie te powinny należeć do miejscowych, a krainy jako takie do Korony Habsburgów i (ewentualnie, gdy gadam z Madziarami) Korony św. Stefana. ;-) - to akurat nigdy nie wzbudza waśni narodowych.

      Usuń
  7. Tak jak pisze Łucja Maria,zawsze potrzebna jest zgoda na pstrykanie fotek i tak samo nigdy nigdzie nie spotkałem się z odmową, nawet w krajach arabskich, a byłem zaledwie w Jordanii i Maroku. Do innych nie wjadę, bo mam w paszporcie wbitą wizę izraelską.
    Macieju - trafiłeś w sedno, zawsze mnie nawet "przeraża" kiedy na terenie dawnych polskich ziem manifestujemy polskość na zasadzie upominania się o te tereny, a one nigdy polskie nie były.
    Porównanie do tego jak zachowalibyśmy w momencie takiej samej manifestacji niemieckiej na zachodzie kraju, uważam za strzał w dziesiątkę.
    Ważne jest współistnienie i akceptacja tego, co przez kilkadziesiąt ostatnich lat skrystalizowało się.
    Na Zaolziu, po czeskiej stronie granicy jest kultywowana polskość, prężnie zresztą. Nasi Rodacy tam mieszkający są dumni z faktu bycia Polakami, ale też w żadnym wypadku nie chcą być przyłączeni do Polski. Mają o wiele wyższe standardy życia, nikt im nie broni polskości, nawet nazwy są 2-języczne... a przede wszystkim obca jest im ingerencja kościoła w sprawy polityczne. Mimo, że jesteśmy Rodakami, to nas mieszkających po tej stronie granicy uważają pod tym względem za dziwaków.
    Faktycznie, Polacy mieszkający w Wilnie do tej pory nie uznają litewskiej zwierzchności i dlatego mają jak mają.
    Białorusini, niezwykle przyjaźni ludzie, aż do przesady. Moja kilkakrotna bytność tam w ramach udzielanej pomocy Rodakom przez moją, czyli naszą ustrońską Fundację św. Antoniego w Ustroniu tylko to potwierdza.
    Trochę mam odmienne zdanie w przypadku focenia faktów, czyli to co oczy widzą. To nie jest żadna wyższość nad kimś, tylko pokazanie życia bieżącego, okłamywanie się jest niepotrzebne.
    Ile mamy w kraju zaniedbanych domów, czasem w ruinie i ja to dokumentuję jako dowód, bo za kilka lat tego może nie być. Tak samo jest za granicą... albo odwrotnie, są wspaniałe posiadłości i trzeba je pokazać po to, żeby ludzie zaczęli "równać w górę".
    My niestety mamy okropny charakter, bo tego, komu się lepiej powodzi od razu trzeba zgnoić. W Czechach (np.), jeśli komuś się powodzi to zaraz inni mu pomagają, bo sami na tym skorzystają.
    Bardzo bym się cieszył gdyby ta zasada została przez nowe pokolenia wszczepiona również u nas.
    Rozpisałem się jak nigdy, więc podsumuję... Maciej ten problem pięknie przedstawił a ja dołożyłem do tego swoje 3 grosze. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi o typ dokumentacji pod zbiorczym tytułem: "popatrzcie jak oni zgnoili nasze dziedzictwo" - bo to się czuje natychmiast, czy ktoś dokumentuje obiekt czy jednak uprawia publicystykę i to rewizjonistyczną.

      Usuń